The Zycie

Tak mnie naszlo, ze kazda proba opatrzenia slowa 'zycie' przymiotnikiem, niesie ze soba zludna sugestie, ze zycie mogloby byc inne. Zycie jest jedno i jako, ze wiekszosc z nas nie ma szansy porownac ze soba kilku zyc, to po co sie rozdrabniac na przymiotniki.

To nie tato - tylko ja, go znalazlam. Zanioslam mu wode i jedzenie, a on wywalil sie brzuchem do gory i poszedl za mna do domu.

Gdy tylko uswiadamiam sobie, ze zycie jest tylko jedno, momentalnie odnajduje w sobie dla niego akceptacje. No bo jaki sens maja utyskiwania na zycie? Przypomniala mi sie scenka z mego dziecinstwa, ktora jako, ze pamiec mi nigdy nie sluzyla, pamietam tylko poprzez opowiadane mi wspomnienia rodzicow. Mielismy kiedys psa Odysa. Traumatyczne mial Odys dziecinstwo, znalazl go tato, porzuconego na parkingu. Bal sie rzecz jasna wsiadania do auta, gryzl w opony jadace ciezarowki, a raz wyskoczyl przez tylne okno w pogoni za Ikarusem. Z jakiegos powodu, zle mu sie tez kojarzyla woda. Potrafil godzinami stac w Odrze po kolana i do zdarcia gardla szczekac na plynaca wode; gryzc ja. Ponoc mialem swego czasu powiedziec: "Odys, skoncz juz gadac, idziemy". Przypisuje genialnosc tej uwagi dziecku, ktorym dawno juz niestety nie jestem.

Coraz bardziej irytuje mnie gdybanie, zwlaszcza dotyczace przeszlosci. Ja rozumiem, ze ciagle analizowanie historii i dopasowywanie wyniesionych z niej wzorcow, do hipotetycznych przyszlosci jest dobrym treningiem dla mozgu. Swoja droga, wiekszosc z nas gdy przychodzi co do czego i tak postepuja calkowicie inaczej niz wczesniej planowalo - ale to chyba najlepiej dowodzi, ze to planowanie czemus sluzy. Nie ma innych opcji - jest tu i teraz. Z pewnym zazenowaniem obserwuje u siebie realnosc z jaka maluja mi sie w glowie takie pojecia jak 'wczoraj', 'czwartek' itp. To idiotyczne, ze zupelnie naturalne wydaje mi sie, ze 'cala przyszla srode mam juz zajeta'. Przeciez ta sroda nie istnieje. Jeszcze. To tylko abstrakt. Snujac sie ciagle miedzy przeszloscia a przyszloscia, przeoczamy to co mamy tu i teraz pod stopami, w plucach i przed oczyma.

Zupelnie rozsadni ludzie, wierza w jakies bajeczne wizje swiata. Ma to swoj urok, ale troche mnie przeraza. Jest spora doza osob, ktora wyobraza sobie Boga jako bankiera - sw. Mikolaja, ktory nieustannie notuje dobre i zle uczynki i uzaleznia od nich rozklad benefitow, kar i prob na nastepny semestr. Nie dosc, ze ta wizja jest sprzeczna z logika, to jeszcze z sama religia. Co wiecej, musi byc sprzeczna, bo zadna religia nie moze zawierac w sobie doktryn az tak prostych do zweryfikowania. Jesli religie mozna zweryfikowac, to nie jest religia, tylko albo stekiem bzdur, albo nauka, w zaleznosci od wyniku eksperymentu.

Mimo to, wiele osob jest w pelni przekonanych, ze doswiadczylo nie raz w zyciu dowodow na poparcie tej tezy. Wierze im w stu procentach. Problem nie w ilosci tych dowodow, tylko w metodzie badawczej. Kazdy kto zna prawa Murphyego, wie jakie figle plata nam percepcja i selektywna pamiec.

To samo dotyczy moim zdaniem kultury. Co by sobie pomyslal o naszym swiecie kosmita, gdyby postanowil wiedze o nas zdobyc na podstawie ksiazek, filmow i tv? Podobnie jak nasza pamiec ma sklonnosc do zapamietywania zaskakujacych faktow, podobnie malo kto robi nudny reportaz, pisze ksiazke bez sensownego zakonczenia, albo kreci film o niczym. Obraz jaki sie wyloni z takiego rekonesansu, bedzie wiec bardzo ciekawy i logiczny. Moznaby pomyslec, ze zycie kazdego czlowieka ma poczatek, rozwiniecie i zakonczenie, ktore ladnie podsumowuje to co sie dzialo wczesniej, ze najezone jest ciekawymi wydarzeniami oraz ze ma sens.

Kosmita to kosmita, ma do tego prawo. Ale mam wrazenie, ze ja tez, faszerowany od dziecka kultura, uwierzylem, ze zycie przebiega wedlug jakiegos sensownego scenariusza, a nawet nie boje sie jego ciemnych zaulkow dopoki nie dobiegnie mnie klimatyczna muzyka, ostrzegajaca zawsze bohaterow dreszczowca.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*