Level 2

We wspominanym Spore, ostatni etap polega na lataniu po wszechswiecie statkiem UFO i formowaniu nowych swiatow tudziez zarazania ich zyciem. Wyrazniej niz w poprzednich etapach widac w nim swobode i potege gracza, oraz idacy w parze z brakiem skrepowania brak regul i celu.

Mysle, ze podobnie jak odswiezajacym doznaniem jest uswiadomienie sobie, ze zycie czlowieka nie ma jasno sprecyzowanego sensu i celu, tak i inspirujacym jest dopuszczenie mozliwosci, ze Stworca rowniez nie bardzo wiedzial do czego zmierza.

W nawiazaniu do kwestii blogoslawienstwa jakim jest danie dziecku wiary, chcialem dodac, ze nie mialbym chyba odwagi odebrac dziecku prezentow choinkowych, radosci pierwszej komunii, ani nie potrafilbym mu powiedziec prosto z mostu, ze mamusia i tatus kiedys umra i zostanie sam.

Wyrwanie sie na jakis czas z religii odswiezylo moje spojrzenie na wiele spraw. Kiedys, gdy slyszalem o protestach Francuzow w kwestii choinek w szkolach, mialem wrazenie, ze to jakas banda dziwakow, ktorzy robia sztuczny problem z czegos co jest przeciez mile i ma marginalny zwiazek z chrzescijanstwem [chyba, ze w Betlejem rosly choinki]. Teraz rozumiem, ze glowny problem z symbolem takim jak choinka, jest wlasnie taki, ze jest mily, a ma marginalny zwiazek z chrzecijanstwem. Nikt nie ma watpliwosci, ze adresowanie reklamy do dzieci jest nieetyczne. Co wiecej, mowa tu o reklamie zawierajacej zupelnie niezwiazane z towarem elementy.

Kiedys mialem wrazenie, ze Kosciol niewystarczajaco sie przyklada do ksztalcenia ksiezy, a dobor katechetow do szkol srednich jest fatalny. Teraz widze, ze ciezko wyksztalcic ksiedza tak, aby myslal racjonalnie. Ze w ogole problem dotarcia do inteligentnej mlodziezy jest marginalny, bo po pierwsze jest jej malo, po drugie i tak nie beda praktykujacy, a po trzecie pewnie i tak nie beda szczerze wierzyc.

Swoja droga, korci mnie zeby zostac ewangelizatorem. Oczywiscie bylby to szczyt hipokryzji, ale mam wrazenie, ze umialbym w wielu dyskusjach przegadac niepokornie myslacych. Czuje, ze swietnie spelnialbym sie w misji dawania ludziom wiary i to tym mocniej im sam bym mniej wierzyl. Czasem bawie sie myslami, ze caly Kosciol dziala sekretnie w mysl tej doktryny. Na tyle skrycie, ze nawet nigdy tego nie mowia miedzy soba na glos. Ze tak zwane 'powolania' i 'objawienia' to tak naprawde zdanie sobie przez kogos sprawy z tego, ze wiecej dobra zdziala oklamujac ludzi.

Szczerze zazdroszcze wierzacym. Nie czuje potrzeby uswiadamiania komukolwiek czegokolwiek. Zawsze wydawala mi sie obca postawa Neo, ktory w imie jakichs wlasnych przekonan, mordowal przypadkowych ludzi, by innych ludzi uwolnic z czegos co wydawalo mu sie wiezeniem. Gdybym mogl wrocic do Matrixa, to chetnie.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*