Odpowiedzialnosc

Ostatnia afera z dekonspiracja agentow Sluzb Kontrwywiadu Wojskowego, utwierdza mnie w wyrazonym wczesniej przekonaniu, ze z Wojskiem Polskim jest cos nie tak.

Jest zle, jesli pakuje sie pilotow do jednego samolotu. Jest gorzej, jesli sie potem pakuje prezydenta i premiera do tego samolotu (chociaz jeszcze rok temu...). Jest fatalnie, jesli sie publikuje prawdziwe, powiazane ze soba dane osobowe w internecie. Jest jeszcze gorzej, jesli sie nie daje agentom kontrwywiadu przykrywki i kaze brac kredyt w banku na podstawie zaswiadczenia o pracy w Kontrwywiadzie. Jest potwornie, jesli gazecie wyborczej udaje sie ustalic, kto jest agentem kontrwywiadu, mimo, ze nie bylo to explicite napisane pod zadnym zdjeciem ani w zadnym profilu na naszej-klasie. Jest jeszcze gorzej, jesli nikt z powyzszym nic nie robi, bo nie ma na to aparatu prawnego. Jest mega-zle, jesli panuje opinia, ze uzywanie przykrywki typu "Jednostka wojskowa nr 3362", zamiast slow "Kontrwywiad" jest bezpiecznym rozwiazaniem. Jest mega-potwornie-zle, jesli te lipna, ale jednak przykrywke, gazeta wyborcza rowniez rozpracowala i opublikowala ow numer jednostki na swoich stronach. Jest smutne, ze gazeta publikuje cykl artykulow, w ktorych zwraca niepotrzebnie uwage ludzi na calym swiecie na te niedopatrzenia, cynicznie piszac w tym samym artykule, ze takie informacje moga kosztowac zycie niewinnych czlonkow rodzin.

Gazeta wcale nie czyni dobrze. A myslalem, ze przygoda z publikowaniem faszystowskich zdjec syna kogos-tam juz ich nauczyla. Ale nie. Haker, ktory sie wlamuje na serwer banku po to by uruchomic na nim latke naprawiajaca dziure przez, ktora sie wlamal jest w moim rankingu etycznym niedoscignionym wzorem dla tego brukowca. Gazeta natomiast wyciaga jakies brudy nie po to by cos naprawic, ale po to by zwiekszyc naklad. Mam jednak cicha nadzieje, ze imiona zolnierzy w artykule, oraz numer jednostki wojskowej zostaly zmienione, bo jak nie, to cyniczne teksty w stylu "przeciez nie ujawnilismy ich nazwisk" w dobie wyszukiwarek internetowych, wyczajek.pl itd, sa smieszne.

Mysle sobie, ze nie doroslismy (jako narod, a moze nawet cywilizacja) do zabawek, ktore mamy. Z przerazeniem slucham o wprowadzeniu w Polsce podpisu cyfrowego. Nawet piekny i poprawny kryptosystem mozna zniszczyc i obejsc przy pomocy niewyedukowanej informatycznie pani helenki z pokoju numer 112a, ktora pomyli jedna cyferke, zgubi wniosek, badz przyjmie zgloszenie przez telefon, czy przeczyta walentynkowy zalacznik.

watpliw'osc=watpliwa przyjemnosc

Dreszczyk przechodzi mnie takze, gdy slucham o montowanych w Mercedesach S-klasy systemach kontroli trakcji/predkosci/itd itp. Mialem watpliwosc pracowac w firmie (juz chyba zbankrutowala) produkujacej elektronike do samochodow. Z niewyjasnionych na glos przyczyn, na firmowym parkingu dla pracownikow staly same modele sprzed 10-20 lat. Kazdy dostatecznie skomplikowany system ma blad. Oczywiscie sa systemy budowane w sposob majacy powyzsze na uwadze, ktore sobie z tymi bledami radza. Ale rowniez im ciezko mi zaufac.

jak jest przeplyw to dobry 'wykrywacz cugu' daje wartosc 1, brak cugu lub zepsuty wykrywacz daje 0... tylko kurna nie pamiętam co sie dzieje jak sie termostat spieprzy

Moze to tylko ja mam paranoje. Wypytywalem ostatnio magika od junkersow na temat zabezpieczen, ktore ma moj grzejnik. A jest co zabezpieczac, bo poza oczywistym wybuchem ulatniajacego sie gazu, w puli znajduja sie tez: zaczadzenie cofajacym sie z komina gazem, rozsadzenie sie przegrzanej nagrzewnicy itp. Jakos nie umial mnie przekonac, ze owe zabezpieczenia zadzialaja takze, jesli sie zepsuja. Bo to wazne, zeby rzeczy dzialaly takze wtedy gdy nie dzialaja. Chcialbym, zeby zepsuty wykrywacz cugu w kominie, nie zezwalal na doplyw gazu gdy sie zepsuje. Chcialbym, aby podobnie bylo w przypadku awarii termostatu itd. Chcialbym wreszcie, aby awaria komputera pokladowego Mercedesa jadacego za mna (bo sam sobie takiego nie kupie) nie spowodowala, ze wjedzie mi w dupe. Z drugiej strony nie chcialbym takze, aby awaria Mercedesa jadacego przede mna spowodowala, ze stanie on jak wryty i ja mu wjade w dupe.

Mam nadzieje, ze konstruktorzy tych wszystkich zabawek maja na uwadze to, ze zabawki sie psuja. W ogole mam nadzieje, ze ludzie, ktorym powierzam swoje zycie wiedza co robia i wiedza w jakim stopniu moga ufac wlasnym rozwiazaniom i metodom. Jakas przerysowana wersja tego leku zekranizowana byla w "Nie bedziesz mial bogow cudzych przede Mna". W reszcie, mam nadzieje, ze ja sam nie wprowadzam moich zleceniodawcow/uzytkownikow/uczniow w blad. Kolko odpowiedzialnosci sie w pewnym sensie zamyka, mimo, ze mocno nadszarpniete. Ja wciaz ufam, ze nasze domy (chcialem napisac granice, ale to bez sensu) sa bezpieczne dzieki naszym wojskowym. Mam wrazenie, ze oni nieslusznie zaufali mi (i innym informatykom) publikujac swoje zdjecia na naszym-portalu.pl

To sie moze wielu osobom wydawac glupie i niepotrzebne, ale ilekroc spotykam sie z glupota uzytkownikow, pomijajac pierwsza, zwierzeca reakcje, jaka jest smiech z tego zjawiska, mam tez chwile refleksji nad samym soba i moimi obowiazkami. Ci ludzie nie byli (choc powinni, ale to inna sprawa) przeszkoleni z informatyki. To ja, nie oni, jestem odpowiedzialny za _przetwarzanie_ informacji. Nie biore oczywiscie winy na siebie czy na portal za przejawy glupoty, nie mniej czuje sie nieco winny, ze z ta glupota nie walcze, ze jej nie zaradzam.

Przykladowo, gdy pan X umieszcza swoje pijackie zdjecia w internecie, po czym jest zdziwiony, ze zdjecia te, moze zobaczyc takze jego pracodawca, to zastanawiamy sie, czy aby na pewno opcje ustawien prywatnosci byly wystarczajaco wyraznie wyeksponowane, czy ich domyslne ustawienia sa domyslne itd. Gdy ktos, doda rozwalajace layout strony zdjecie, albo ustawi sobie 3300literowe nazwisko, to nie kasujemy mu konta (od razu), tylko myslimy nad tym, jak pomoc ludziom uswiadomic sobie blad, jak wykryc go zawczasu itd.

Kluczowe jest uswiadomienie sobie, ze kazdy z nas moze byc takim panem X. Kazdemu (prawie) zdaza sie popic. Czesto zdaza nam sie popelnic blad, zle kliknac, oprzec sie o klawiature. Czesto jestesmy przemeczeni i nie doczytamy instrukcji obslugi bardzo przemyslanego programu do konca. Czesto nie czytamy wcale umowy licencyjnej, czy ustalen na temat ochrony danych osobowych. Patrzac z boku, w tych sytuacjach, nie roznimy sie za bardzo od pacana.

Co wiecej, powyzsza liste przykladow wlasnej niekompetencji moglbym przedluzac w nieskonczonosc, gdybym wkroczyl na tereny inne niz informatyka. Lista glupich z punktu widzenia medycyny czy prawa rzeczy jakie robie co dzien, jest pewnie dluga. Mimo to, oczekuje, ze lekarz potraktuje mnie podczas wizyty powaznie, mimo, ze nie chodzilem bez szalika. Cieszy mnie rowniez, ze takie akcje jak szczepienia, czy badania sa wymuszone odgornie na wszystkich. Dokladnie w ten sam sposob, jak cieszy mnie wymuszanie na uzytkownikach logowania sie przez SSL, czy instalowania najnowszych poprawek do systemu.

Widze w tym przejaw troski, a nie ubezwlasnowolnienia. Widze handel wymienny uslug i wiedzy - jedni znaja sie na tym inni na innym, ale oczekujemy od siebie na wzajem traktowania sie nawzajem z troska. Jestem sklonny w tym celu poswiecic troche swojej wolnosci i dajmy na to stawic sie na komisje wojskowa, czy pojsc na badania krwi.

Pewnie w idealnym swiecie, gdzie wszyscy maja na wszystko czas, zawsze czytaja maly druczek, sa nieskonczenie inteligentni itd, wystarczyloby kazdemu rozdac podreczniki do medycyny, informatyki i taktyki i zyczyc powodzenia w walce z przeziebieniem, hakerami i terrorystami.

Uwazam, ze kazdy powinien czuc sie zobligowany do robienia wszystkiego co w jego zakresie jest mozliwe, aby wykorzystac swoja wiedze tam gdzie innym jej brak. Jak sie jest producentem lyzek, to nalezy zadbac by sie nie miescila do przelyku. Jak sie projektuje piekarniki, to powinno sie pomyslec o podwojnej szybie z izolacja termiczna. Jak sie handluje nozami, to samemu powinno sie zastanowic, czy na dluzsze i ostrzejsze nie powinno sie wymagac zezwolenia. A jak sie sprzedaje zelazka, to nalezy w instrukcji napisac, ze nie sluzy ono do prasowania zalozonego na siebie ubrania. A na paczce orzeszkow nalezy pisac ze zawieraja orzechy. A kubek z wieczkiem powinien miec ostrzezenie: uwaga kawa parzy usta i rece, bo jak zamawiam goracy napoj, to bynajmniej nie chodzi mi o taki, po ktorym schodzi nablonek z podniebienia. I tak -- powinien miec zabezpieczenie przed rozlanieniem, nie dlatego, ze jestem totalnym ciamajda, ale dlatego, ze nie chce spowodowac wypadku, tylko dlatego, ze na wyboistej drodze wywala mi sie na spodnie kupiona w drive-thru kofeina. I jesli zabronicie mi w ogole pic goracych napojow w aucie, to spytam czy to aby nie bylby przejaw decydowania za mnie i traktowania mnie jak debila. A jesli uwazacie, ze jestem debilem, bo sam na to nie wpadlem, ze nie powiniennem pic w aucie, gdy prowadze, to odrzekne, ze wspomniana kawa moze nalezec do pasazera, ktoremu ktos, zle zaprojektowal miejsce, w ktore odstawia sie kubki, tak aby bylo przy skrzyni biegow. Rzecz jasna uniemozliwia to wylania sobie czegos na spodnie, chyba, ze ktos siega po napoj gdy zmieniam biegi.

Powyzsze przyklady sa juz wcielone w zyciu. Czesci z nich mozna postawic zarzut, ze owe zabezpieczenia powstaly pod presja narzuconych odgornie przepisow a nie z dobroci serca. Gowno mnie to obchodzi. Pomyslcie raczej kto stal za owa presja. Osoba, ktora wymyslila te byc moze smiesznie owocujace przepisy, miala na pewno w sobie wiecej serca i troski niz owi producenci. Byla na stanowisku, na ktorym mogla zrobic cos dobrego i zrobila. A jesli kogos smiesza powyzsze przyklady, albo uwaza, ze prowadza one do wyksztalcenia sie calych pokolen idiotow, za ktorych trzeba myslec to proponuje rozwazyc kilka prostych sytuacji. Lyzke znajduje Wasze male dziecko. Dziecko wie, ze ogien jest "fe", a piekarnik "fu", ale Wy sami przez pomylke ocieracie sie o niego siegajac do lodowki, albo pomagajac dlawiacemu sie lyzka dziecku. Kumpel X na imprezie, chociaz fajny chlop, popisuje sie kupionym na bazarze dlugim nozem - nie podoba sie to nachlanemu kumplowi Y. Wychodzac na impreze z domu zauwazacie faldke na zawiazanym z trudem krawacie, ktory przeciez nie jest bezposrednio przy ciele, wiec to przeciez nic nie zaszkodzi jesli sobie go szybko przeprasuje, ale pechowo poslizgneliscie sie na wyplutej przez dziecko lyzce i wypalili oko. Jedziecie za granice nie znajac obcego jezyka, w ktorym sa napisy na opakowaniu kupionych w strefie bezclowej orzeszkow ziemnych, ale pamietacie, jak sie pisze 'orzechy', mimo, ze 'pistacje' nic wam nie mowi. Kazdy czasem robi cos glupiego. To nie jest wystarczajacy powod, by karac go smiercia, banem, dekonspiracja, utrata dowodu, skasowaniem samochodu itd.

Poszerzajac nieco perspektywe, tak aby zawierala Einsteina, Dalaj Lame, googla, encyklopedie, Gory Swietokrzyskie i centrum obliczeniowe w CERN, zdacie sobie sprawe, ze slowo "czasem", nie jest zbyt precyzyjne.

Chcialbym, abysmy najpierw opanowali podstawy nauki (bo po 2000 lat to raczej wciaz raczkujemy) zanim zaczniemy radosnie wpychac ja do wszystkich zakamarkow naszego zycia bez zadbania o to, by umiec sobie poradzic, gdy zawiedzie. I nie chodzi mi o to, ze nalezy dziecku urzadzic tor przeszkod z zelazkami, palnikami, wirujacymi ostrzami i pchania samochodu pod gorke na lodzie. Wrecz przeciwnie. Chcialbym, aby to konstruktorzy, intelektualisci, tworcy, wzieli troche wiecej ciezaru na siebie i zadbali o to, by przedmioty codziennego zbytku, nie mogly sie przerodzic w Skynet. Bo o ile wizja buntu inteligentnych maszyn, mnie jakos nie rusza, o tyle wizja buntu zlamanego czipa w sterowniku windy, czy buntu pana X z warsztatu, ktory zamiast wymienienia podzespolow na oryginalne, po prostu zmostkuje bezpiecznik, przemawia do mnie bardzo.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*