Otchlan

Jedna z glownych przeszkod w podrozy do tych kosmicznie odleglych zakatkow kosmosu, jest nuda i samotnosc. O ile ochotnikow, ktorzy nie maja nic do stracenia na pewno nie brak, o tyle nie wiem czy etycznie ok jest pozwalac im decydowac w imieniu ich dzieci i wnukow, ktore pewnie takze rodzilyby sie i dorastaly w samotnosci. Zabranie na statek kilku tysiecy osob, byc moze rozwiazaloby czesciowo ten problem, nie mniej wczesniej czy pozniej prowadziloby chyba do jakis patologii, typowych dla malych zamknietych spolecznosci. Wydaje mi sie, ze to ze dostrzegamy w tym powazny problem jest przejsciowe.

Jak bylem maly (zapewne dlatego, ze bylem maly, a nie dlatego, ze bylo to dawno), wyjazd na 14dniowe wakacje wydawal mi sie czyms strasznym. Na studiach, 3miesieczny staz wydawal mi sie zeslaniem nie majacym konca. Nie mniej pewien istotny szczegol (oprocz zarostu) pojawil sie w miedzy czasie. Zmienil sie nieco model kontaktow miedzyludzkich: GSM, internet, komunikatory, skype. Jakkolwiek ja jeszcze czuje sie bardzo przywiazany do kontaktow twarza-w-twarz, o tyle umiem sobie wyobrazic, ze moje dzieci czy wnuki, beda uwazac telekonferencje za cos calkiem naturalnego. Oczywiscie rozwoj technologiczny moze znaczaco zmienic zakres znaczenia slowa "telekonferencja". Mniej niz o rozwoj technologiczny chodzi mi jednak o pewne przemiany zachodzace w nas samych.

Drugi problem jaki widze, to ustalenie skladu takiej 1000osobowej reprezentacji. Calkiem mozliwe, ze zestaw cech potrzebnych do bycia fajnym reprezentantem jest dokladnie tym zestawem cech, ktory powoduje, ze dana osoba nie ma najmniejszej ochoty opuszczac Ziemi.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*