Pesymizm poznawczy

Chodze sobie na taki przdmiot Natural Language Processing. Chodzi o to, zeby nauczyc komputer rozumiec jezyk polski, wypowiadac sie w nim itd. I sytuacja wyglada na dzien dzisiejszy tak, ze brodzimy w kaluzy...a przed nami ocean problemow. Zastanowcie sie nad tym na chwile - czy wiecie co to w zasadzie jest jezyk polski? Czy umielibyscie go odroznic? Czy umiecie jednoznacznie powiedziec czy ktos popelnil blad w wypowiedzi czy nie? Czy da sie zrozumiec o co komus chodzi, nie znajac go? Czy nie jest aby tak, ze innym jezykiem rozmawiamy z bratem, innym z mama, innym z nauczycielem, innym z pania z urzedu? A jesli tak jest, to jakim jezykiem mielibysmy rozmawiac z komputerem? I po co?

polecam zagadac do laski z MS "Yo mamma"

Serio - Po co? Po co rozmawiac z komputerem? Niektorzy postuluja, ze to naturalniejsze niz stukanie w klawiature, czy klikanie na suwaki. Naturalniejsze? A ktos widzial komputer w naturze? Czy to naturalne rozmawiac z martwym przedmiotem? Czy to w ogole zdrowe dla psychiki? Inni mowia: to wygodniejsze. Prosciej zadzwonic do PKP i spytac automat po polsku o najtansze polaczenie do Warszawy. Serio prosciej? I co, on mi pozniej przedyktuje liste stacji i numery pociagow? A ja mam mu dyktowac wyraznie literka po literce moje nazwisko do rezerwacji? Co w tym wygodnego. Powiem wiecej, to jest oszukiwanie ludzi. Widzialem juz kilka systemow, ktore udaja ze rozumieja [bo wszak o prawdziwym zrozumieniu nie moze byc mowy jeszcze przez - wysmiejecie kiedys moje slowa - kilkadziesiat lat]. Wszystkie niepotrzebnie zachecaja mnie do budowania naturalnych [a wiec skomplikowanych] zdan. Na ktore nie umieja odpowiedziec z sensem. To tylko rodzi frustracje. Wiec nastepnym razem staram sie uzywac prostych slow. Juz nawet nie zdan! Slow. To jest naturalne? "Prosze, bilet, Wroclaw Warszawa, na jutro". Fakt - czasem mowie tak nawet do zywej pani, twarza [w szybe] w twarz. Ale to troche chore.

I tak sobie pomyslalem. OK - brzydze sie sieciami neuronowymi i algorytmami genetycznymi, ale - byc moze tutaj swietnie by zadzialaly. Zarzucmy sztuczna siec neuronowa miliardem bodzcow, az sie nauczy polskiego. Jesli bedziemy miec dostatecznie szybkie komputery, to w koncu bedzie dzialala nawet sprawniej niz kilka pracowniczek PKP razem wzietych. Ale po co? Zwolnic te panie z pracy? Czy nie jest taniej [i przyjemniej] splodzic jeszcze kilka nowych ludzi [Chinczykow?], a wiec naturalnych sieci neuronowych, niz hodowac sztuczne? Do czego my tu dazymy? Do symulowania zycia, aby bylo naturalniej, jednoczesnie wywalajac z pracy, najbardziej naturalna pania Krysie? Glupota.

wszczepianie myszy sztucznego hipokampu budzi opory - a co jesli chip idealnie kopiuje ludzki mozg, zas codziennie lykany PerSen zmienia osobowosc?

I pomyslalem jeszcze: OK - moze nam sie uda wyhodowac kopie ludzkiego mozgu. Moze nawet uzywajac wiecej zasobow, zbudujemy cos lepszego niz nasz mozg. Ale co nam to da? Jesli nie wiemy jak dziala nasz mozg [nie chodzi mi o to jak dziala neuron, ani o to jak one ze soba wspolpracuja - chodzi mi o calosc], to tym bardziej nie pojmiemy, co tak naprawde dzieje sie w tej maszynie. Bedziemy mogli podziwiac efekty jej pracy. Bedziemy mogli zachwycac sie prostota elementow z jakich sie sklada [coz prostszego od neuronu!]. Ale nigdy nie zrozumiemy calosci. Po co chce zrozumiec calosc? Bo, w moim zyciu o to chodzi - zeby rozumiec. Nie cieszy mnie swiadomosc posiadania w domu encyklopedii, ani tablic matematycznych. Ja chcialbym rozumiec. I to mnie zasmucilo - ze byc moze mamy naturalna bariere - mianowicie nasz mozg - ktora nie pozwoli nam zrozumiec rzeczy bardziej skomplikowanych i doskonalszych niz moglismy zrozumiec wczesniej.

I wtedy pomyslalem: zaraz-zaraz, to mi cos przypomina. Jest taki wazny dla kazdego informatyka przedmiot : Jezyki Formalne i Zlozonosc Obliczeniowa. Jedna z pierwszych rzeczy o jakiej sie na nim dowiaduje, to ze nie da sie zbudowac komputera, ktory umialby sam siebie zrozumiec [to tak z grubsza]. Wiec byc moze nasz mozg nie jest zdolny nawet do zrozumienia samego siebie. Jak zamodelowac caly swoj mozg wewnatrz niego samego? Nie da sie - chyba ze dojdzie do pewnych uproszczen i zaniedban. A co jesli kazde uproszczenie zabija piekno tej konstrukcji? Co jesli kazdy szczegol jest potrzebny? Wtedy nigdy nie pojmiemy co jest grane. Chyba ze wyewoluujemy - cos jak u Dukaja - przestaniemy byc ludzmi, aby moc lepiej rozumiec i poznac nowe granice, ktore znow przekroczymy dopiero wtedy, gdy wyskoczymy o poziom abstrakcji wyzej. Moze o to chodzi w definicji Absolutu.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*