Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Jakiś czas temu, z okazji jubileuszu mojego liceum, miałem okazję jako absolwent opowiedzieć cokolwiek wpółczesnym licealistom.
Wykorzystałem to jako okazję do zrobienia czegoś w stylu Back To The Future: gdybym był nastolatkiem i przyszła wersja mnie samego mogła cofnąć się do mnie w czasie i dać mi parę wskazówek, co by to było?
Poniżej (niekompletna) lista rzeczy, za które byłbym wdzięczny gdyby ktoś mi powiedział.

  • Po pierwsze, byłoby super gdyby ktoś powiedział mi z wyprzedzeniem o wszystkich wypadkach i tragediach, którym mógłbym zapobiec. OK, szczerze mówiąc dodałem ten punkt do listy dopiero jako nasty i zawstydziłem się, że tak dużo rzeczy zdążyłem wymienić, zanim o tym pomyślałem. W szczególności to pewnie oznacza, że za późno dowiedziałem się o Negative Average Preference Utilitarianism i nie zdążyłem jeszcze tego zinternalizować (albo oglądałem za mało "Wydarzyło się jutro" i "Zagubiony w czasie").
  • Po drugie, szkoda, że nie dostałem na tacy wyników lotto, notowań giełdowych, czy chociażby hinta by inwestować w bitcoiny lub rynek mobile. I to nawet odkładając na bok bycie egoistą - jeśli chcesz być efektywnym altruistą, warto mieć dźwignię dla swoich działań w postaci kapitału (patrz: Gates, patrz: Musk, patrz: Give Well)

Powyższe dwie propozycje, trochę pachną wymigiwaniem się od odpowiedzi, ale czułem, że gdybym ich nie podał, to nie byłbym fair, bo to naprawdę dobre odpowiedzi, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z kimś kto zna przyszłość. No ale ja jako absolwent przemawiający do sali uczniów oczywiście nie dysponowałem żadną istotną wiedzą o prawdziwej przyszłości (2018+), więc nie podam numerów lotto. Bardziej praktycznym sposobem spożytkowania tego spotkania wydało mi się więc wymienienie umiejętności i faktów, które były dostępne dla moich rodziców i wychowawców (a na pewno są dla dzisiejszych), ale z jakiegoś powodu nie znalazły się w podręcznikach, nie zostały dostatecznie zaakcentowane, czy wręcz zostały zatajone:

  • Nikt mi nie powiedział, że gdy będę próbował coś wyjaśnić drugiej osobie, to muszę zdać sobie sprawę, jak dużo faktów będę musiał przekazać, by zbudować pomost między tym co oboje wiemy, a tym o czym chcę porozmawiać. Ludzie oczekują, że rozmówcy brakuje tylko jednego elementu układanki i że gdy tylko powiemy im ten jeden nowy fakt, to nagle wszystko im się w głowach poukłada, przyznają nam rację i podziękują. Tymczasem w dzisiejszej cywilizacji, jeśli geolog chce coś wyjaśnić programiście, to musi cofnąć się do najbliższego wspólnego rozgałęzienia ich drzew wiedzy i jest ono zazwyczaj znaaacznie dalej niż Ci się zdawało. Sprawa nie dotyczy niestety tylko frontu nauki i niszowych technologii: podobnie jest też z bardziej prozaicznymi rzeczami jak wiadomości ze świata, poglądy na różne sprawy itp. Wytłumaczenie komuś dlaczego jesteś ateistą, czy dlaczego warto być pro-choice, to wyprawy, których nie załatwi jedno zdanie. Co gorsza, im więcej nowych informacji zawiera wyjaśnienie, tym bardziej nieprawdopodobne wydaje się ono słuchaczowi (w środowisku plemiennym rzadko zdarzało się, by ktoś nagle przyniósł nie jednego newsa [znalazłem źródło wody], ale całą nową teorię potrzebną do zrozumienia tego newsa [możemy rozpalić ogień poprzez pocieranie materiałów o dużym współczynniku...]).
  • Mimo, że koniec końców wylądowałem na UWr Informatyka, to było w tym dużo przypadku, bo dorośli bali się chyba narzucić mi ten pomysł. Do dziś przechodzą mnie ciarki na myśl co by się stało, gdybym poszedł na inne studia, a niewiele do tego brakowało (impulsywnie rozmyśliłem się, gdy zażądali opłaty 50pln za przetworzenie wniosku). Jak na to jak wielki wpływ na dalszą karierę ma ten jeden punkt decyzyjny, uważam, że znacznie więcej wysiłku powinienem był włożyć w wybranie odpowiednich studiów i żałuję, że dorośli tego nie podkreślili/wymusili na mnie. No chyba, że nie doceniam ich jedi tricków reverse psychology.
  • Nikt mi wcześniej nie powiedział o całym "ruchu" rationality, rozumianym tak jak w społeczności Less Wrong. Coś tam było o antyku, o filozofii, o jakichś dziwnych roboto-sztywniakach w stylu Spocka, ale nikt nigdy nie przedstawił wersji która miała by sens, dała się polubić, wydawała się wręcz oczywista i naturalna. Racjonalność zawsze prezentowano mi jako kontrę dla emocjonalności, jako bycie absurdalnie spokojnym w sytuacjach wymagających szybkiego działania czy współczucia. Okazuje się, że to był trochę czarny PR, a może po prostu brak zrozumienia, a może po prostu jakieś antyczne podejście.
  • Nikt mi nie powiedział, żebym nie zaczynał pisania rozprawki od postawienia tezy, której będę bronił. Ba! Wręcz aktywnie zachęcano mnie, żebym najpierw postawił tezę, a potem jej bronił pozorując formę dialogu czy dochodzenia do prawdy, podczas gdy już dawno zadecydowałem jak jest. Polecam przeczytać The Bottom Line Yudkovskiego o tym dlaczego robimy sobie i innym krzywdę zaczynając od wniosków zamiast od analizy, oraz The Age of the Essay Paula Grahama o tym czym różnią się rozprawki pisane w szkole od tego co jest potrzebne w świecie.
  • Nikt mi nie powiedział, że bycie informatykiem będzie kiedyś cool. A być może mogli to przewidzieć patrząc na świat dookoła i oszczędzić młodemu człowiekowi poczucia, że jest jakimś nerdo-geeko-dziwolągiem marnującym czas na gapienie się w ekran, zamiast X. Nie wiem niestety co dzisiaj jest taką branżą, ale jakbym miał stawiać to pewnie coś z nano-technologią, bio-informatyką, czy jedną z tych rzeczy którą zajmuje się Musk:) W każdym razie nie próbowałbym każdego zdolnego dzieciaka formować na matematyka, ani też dawać mu jakkolwiek do zrozumienia, że powinien wyglądać czy zachowywać się w konkretny sposób.
  • Czas można, a nawet trzeba, przeliczać na pieniądze. Niby znałem powiedzenie "czas to pieniądz", ale miałem wrażenie, że dorośli używali go tylko w znaczeniu "pośpiesz się", a znacznie rzadziej w znaczeniu "ale po co w zasadzie mam jechać tam pół godziny by to załatwić, jeśli za 5 pln oni mogą przywieźć to do mnie". Podobnież nie spotkałem się z dorosłym używającym tego w znaczeniu "po co mam poświęcać czas na pomaganie tej jednej osobie, jeśli w tym czasie mogę zarobić dość pieniędzy do przekazania na cele charytatywne by pomóc wielu osobom na raz". Chyba też nie spotkałem się z użyciem go w znaczeniu "najlepsze co mogę dać bliskiej osobie to poświęcić jej czas". Myślę, że przeliczanie czasu na pieniądze i z powrotem jest niezbędne jeśli naprawdę chcemy czynić dobro a nie tylko gadać o tym.
  • Efektywny altruiuzm. Nie kumam jak to możliwe, że można przejść przez całą edukację i nikt nawet nie wspomni o tym, że można pomagać lepiej albo gorzej i że są sposoby by zrobić to super efektywnie oraz, że nie korzystając z tych sposobów de facto przyczyniamy się do śmierci dzieci.
  • Nikt mi nie powidział (a przynajmniej nie w taki sposób, jakby w to wierzył i chciał nas przekonać), że matematyka (np. wymyślenie dowodu) to sztuka. Normalna, twórcza praca w wyniku której powstają piękne dzieła sztuki. Przedstawiano mi zawsze świat na zasadzie kontrastu: nauki ścisłe vs humanistyczne. Roboty vs. akwarele. Sucha nuda kontra tęczowa poezja. To wpędza w pewne kompleksy - myślisz o sobie jako o kimś kto nie robi nic ładnego, ludzkiego. Jak o robocie. Trochę mi zajęło zrozumienie czym jest szutka (wyrażanie siebie, tak by inni zrozumieli, tworzenie rzeczy ponadczasowych, wymagających kunsztu itd) i odzyskanie godności.
  • Praca w grupie jest ważniejsza niż samodzielność. Trzeba umieć prosić o pomoc. Tutaj szkoła - mam wrażenie - aktywnie szkodzi: zakaz ściągania, karanie za wyjawianie niewiedzy, zmuszanie do pracy w pojedynkę, nagradzanie indywidualnie itd. Dzisiaj w pojedynkę niewiele da się zdziałać. Bycie częścią zespołu, gdy ma się zakodowane, że proszenie innej osoby o pomoc to grzech, raczej nie pomaga nikomu.
  • Psychologia - temat, który gdzieś tam na pograniczu majaczył, ale nie było o nim za dużo mówione. Coś tam wiedziałem, że chorzy psychicznie muszą iść do psychologa jak sobie sami nie radzą, oraz, że jest jakaś branża paranaukowa gdzie zamiast dowodów i eksperymentów ludzie bajdużą o fetyszu z dzieciństwa. No więc dopiero w ostatnich latach dotarło do mnie, że jednak istnieją obszary, w których jest całkiem sporo ustalone eksperymentalnie, że niektóre teorie wydają się znacznie sensowniejsze i skuteczniejsze w przewidywaniu ludzkich zachowań. Ale przede wszystkim poczułem się zawstydzony, że przez tyle lat nie interesowałem się swoim własnym hardwarem ani softwarem zakładając chyba, że to jakiś magiczny blackbox (tutaj pretensja głównie do nauczycieli i kościoła). Książki takie jak Pułapki Umysłu (o myśleniu szybkim i wolnym) Khanemana, otworzyły mi oczy na rzeczy takie jak błędy poznawcze, psychologia ewolucyjna (mocno spekulatywne, ale jakże ciekawe podejście), terapia kognitywno-behawioralna (ponoć nie na wszystkich działa, ale przynajmniej jest lepsza od rozmowy z przyjacielem, czego nie można powiedzieć o innych rodzajach, no i wydaje się bardzo zbieżna z ideami racjonalizmu), czy chociażby takie proste life-hacki jak spisywanie dręczących myśli przed zaśnięciem, czy prowadzenie gratitude journal. Gdy do informatyka już raz dotrze, że coś jest komputerem, ciężko go powstrzymać przed hakowaniem/optymalizacją.
  • Ekonomia. Ja się nie załapałem na przedmiot "przedsiębiorczość", ale nie wiem czy nawet gdybym się załapał, to lepiej rozumiałbym rzeczy niezbędne do funkcjonowania we współczesnym świecie. Zadziwia mnie jak wielu ludzi nie rozumie modelu biznesowego sieci komórkowych (ja nie wiedziałem, że chodzi im głownie o sprzedaż ratalną telefonów), mediamarktu (ja nie wiedziałem, że jest to głównie powierzchnia reklamowo-wystawowa za którą płacą reklamodawcy-wystawcy), czy telewizji czy gazety i nie umie wywnioskować jakie mają w związku z tym interesy, jak negocjować, na co uważać itd. Nikt z dorosłych nie mówił mi o funduszach ETF, czy o tym jak optymalizować podatki. Podejrzewam, że niewielu rozumie czym się różni w ogóle ZUS od US, co moim zdaniem utrudnia dyskusje publiczną o reformach NFZ, czy o tym na co mają iść podatki. Wielu też zdaje się wpajać dzieciom myślenie, że budżet jest z gumy, zamiast uczyć o trade-offach ("jeśli chociaż jedna pozycja w Twoim budżecie przelicza się na ludzkie życia, to wszystkie pozostałe też i masz krew na rękach") i o tym jak duży overhead ponosi się koordynując duże przedsięwzięcia itp. Nie twierdzę, że sam jakoś super to ogarniam, nie mniej wydaje mi się idiotyczne, że nie uczymy młodych ludzi jak pomnażać ich zasoby: możemy nie wiedzieć jaką karierę powinni wybrać, albo jakie poglądy powinni mieć by odnieść sukces, ale jak możemy nie dać im narzędzi by mogli robić to na 100%?
  • W szczególności idea kosztu alternatywnego, to coś o czym dowiedziałem się też dopiero na własną rękę i wydaje mi się fundamentalne by egzystować i dyskutować sensownie. Co więcej, mam wrażenie, że pewien analog tego pojęcia jest bardzo przydatny w rozmowach na każdy inny temat: ktoś Cię np. pyta, czy chciałbyś mieć psa - obecnie moją prawie odruchową reakcją jest dopytać: "w kontrze do jakiego alternatywnego scenariusza? że on w ogóle nie istnieje? że istnieje i jest bezdomny? że mam kota".
  • Komunikacja. Można spędzić 12 lat uczyć się języka polskiego i nie dowiedzieć się o rzeczach takich jak proszenie o parafrazę, "start with why", non-violent communication, czy innych rzeczach, które przez lata musiałem dowiedzieć się sam. W szczególności nikt nie podkreślił jak ciężkim zadaniem jest skuteczna komunikacja. Nawet mam wrażenie, że aktywnie próbowano to zataić sugerując nam, że jesteśmy w stanie interpretować cudze wiersze.
  • Nikt mi nie powiedział (a przynajmniej, nie w przekonujący sposób), że w okolicach 25 roku życia dziewczyny w końcu zaczną brać pod uwagę intelekt facetów a nie tylko ich ... w sumie do dziś nie wiem co, ale na pewno pomagało bycie o rok starszym :)
  • Nie ufać mediom. Tutaj też w zasadzie aktywnie sabotowano nas, zachęcając do powoływania się na media czy używając ich jako źródeł w dyskusji przy stole.
  • Samolubny Gen. Ta książka moim zdaniem powinna być obowiązkową lekturą - mnie na pewno pchnęła we właściwym kierunku myślenia o tym jak działa świat, a jak na pewno nie działa.
  • From AI to Zombies. Długa, ale za darmo i na pewno każda kolejna przeczytana strona jest warta tego wydatku. (Jest też audiobook)
  • Dla dzieci może lepszy byłby Harry Potter and the Methods of Rationality - też długi ale wypełniony super fabułą i humorem, a przy tym przemycający wiele rzeczy na temat racjonalności, psychologii czy ekonomii.
  • Wspomniany już Thinking: Fast and Slow Khanemana. Serio, nie rozumiem jak można puścić dzieci w świat nie ostrzegając ich wcześniej o błędach krytycznych w ich jądrze systemu.
  • Nie wiesz co druga osoba myśli dopóki jej o to nie spytasz. Brzmi dla mnie teraz super oczywiście. A jednak pamiętam, że szkoła, rodzice itd. zdają się non-stop operować z założeniem jakby teoria umysłu to było coś działającego bezbłędnie i nie zasługiwało w ogóle na chwilę wątpliwości. Co czuł bohater książki X w chwili Y? Co miał na myśli poeta pisząc Z? A chuj wie. Przestańcie zakładać, że to się w ogóle da w ten sposób zrobić, bo potem wypuszczacie w świat chodzące nieszczęście.
  • Następne dwa punkty pewnie mogą wywołać jakieś tam oburzenie u co poniektórych. Nie wiem co z tym począć. Powiem tylko, że jest takie angielskie słowo "integrity" i ono dobrze oddaje to co czuję odkąd mój zestaw aksjomatów nie zawiera wewnętrznych sprzeczności - czuję się bardziej szczery, spójny, silny, spokojny.
  • Olać religię. Jestem pod wrażeniem jak można tańczyć w koło tego tematu przez kilkanaście lat edukacji. Jak można np. śmiać się z antycznych greków, że wierzyli w bajki o Dionizosie czy innym Perseuszu, a potem do porządku dziennego przechodzić do tego, że krew, wino, zmartwychwstanie i choinka. Dorośli, poważni ludzie. Może właśnie ta powaga, z którą o tym mówią, ta pokerowa mina, która nigdy nie zdradza wątpliwości, z biegiem czasu powoduje, że pytanie w głowie młodego człowieka może się w ogóle nawet nie pojawić. Religia jako opt-out jest moim zdaniem gorszym rozwiązaniem niż opt-in.
  • Olać jedzenie mięsa. Tu podobne mechanizmy widzę i podobne rozwiązanie: jak dziecko będzie chciało zacząć jeść mięso mając 18 lat, to niech sobie zacznie - ale serio, spodziewam się, ciężko wpaść na ten pomysł widząc od dziecka koty, psy, foki, kucyki, świnkę Peppę czy Mamę Mu :)
  • Nikt mi nie powiedział, że jako 34-latek będę się po prostu czuł tak samo tylko o 16-lat starszy. Spodziewałem się jakiejś mentalnej różnicy, że będę wewnętrznie bardziej nudny, poważny itd. Zupełnie tak tego od środka nie czuję. Fakt, z jakiegoś powodu słucham teraz rmf classic, wyglądam smutniej, jeżdżę wolniej i nie imprezuję. Ale nadal chcę imprezować! Nadal noszę trampki i t-shirty! Nadal śmieszą mnie głupie żarty! Jestem tylko może bardziej zmęczony i nie mam na to wszystko czasu:(
  • Unikanie obserwowalnych cech rodziców może paradoksalnie doprowadzić do tego, że staniesz się taki jak oni. Mój tata jawił mi się jako osoba nerwowa/wybuchowa. Nie podobała mi się ta jego cecha, bo widziałem, że ludzie traktują go przez to mniej poważnie, że dla widzów przegrywa dyskusję ze spokojnym oponentem. Nie wydawał się też szczęśliwy z tymi wszystkimi nerwami. Postanowiłem, że będę inny, bardziej powściągliwy i spokojny. Że nie dam się nigdy wyprowadzić z równowagi rozmówcy. Okazało się, że "nigdy" to strasznie długo i że przez ten czas ludzie którzy są Ci bliscy, nie widząc Twojej reakcji, będą posuwać się co raz dalej i dalej, aż w końcu pękniesz. Ale wtedy, przeszli już kilkanaście kilometrów poza Twoją strefę komfortu, więc tama która pęka zalewa wszystko wielkim impulsywnym ..ojcem. Takich przykładów jest kilka i moim zdaniem łączą się one z tym o czym już wspominałem, czyli, że nigdy nie wiesz co ktoś czuje w środku i wnioskowanie tylko na podstawie obserwowalnych zachowań może doprowadzić Cię na manowce.
  • Nikogo nie obchodzi jakie stopnie miałeś w liceum (o ile już dostaniesz się na studia). Jeny, po co ja się starałem mieć te oceny z Geografii, czy Historii? Po co te stresy? Żałuję, że nie umiałem spriorytetyzować swoich ówczesnych działań.
  • Z liceum wynosi się umiejętności a nie wiedzę. Dziś nie umiem przytoczyć żadnego faktu z liceum. Za to trochę nauczyłem się jak postępować/lawirować/załatwiać/działać/rozwiązywać problemy. W tym kontekście żałuję, że tak mało uczono nas umiejętności i to takich high-levelowych, meta-umiejętności zdobywania umiejętności itd.
  • Sport - uprawiany regularnie - jest bardzo trudnym i potrzebnym doświadczeniem. Jak byłem młody to wydawało mi się, że bycie sportowcem to pestka - wstajesz, kopiesz piłeczkę, dobrze się bawisz. Nie miałem zielonego pojęcia jak ciężko jest dzień w dzień robić to samo do zarzygania. Ile siły woli wymaga przekraczanie wyznaczonych sobie samemu celów. Dużo można się o samym sobie nauczyć np. dzięki joggingowi (chyba trochę nie wierzyłem czytając Haruki Murakami, więc tego pewnie nie wystarczy usłyszeć, to trzeba po prostu przeżyć).
  • Podobnie, niewiele szacunku miałem do rolników i górników. Media prezentowały ich jako wyrzucających na tory buraki, czy idących z kilofami na urzędy cywilizacji. Ufając mediom (patrz wyżej) i nie rozumiejąc ich modelu biznesowego (patrz wyżej) nie wiedziałem jak wypaczony obraz sytuacji mam, głównie dlatego, że jest on self-serving (patrz wyżej) dla kogoś z klasy intelektualnej. Tymczasem patrząc na to jak na układ w którym słoneczko wysyła fotony, które roślinki zamieniają na produkt (który ewentualnie trafia pod ziemię i trzeba go na nowo wykopać), to właśnie te dwie grupy ludzi faktycznie wnoszą wartość do systemu, podczas gdy cała reszta jest pasożytem przerzucającym bity i dżule z lewa na prawo. Dużo czasu musiało minąć, by wizerunek PGRowca w gumiakach i utytłanego pyłem robola zastąpił w mojej głowie super nowoczesny plantator i jeżdżący volvo w podziemnych tunelach ekspert. Oba są przerysowane, ale przynajmniej teraz mojemu głupiemu softwareowi jest łatwiej empatyzować i rozumieć, dlaczego musimy ich dotować.
  • Anglojęzyczna Wikipedia. Jak mogłem żyć bez niej? I jeszcze ten ciągły bojkot ze strony nauczycieli zniechęcający nas do używania Wiki. Tak, polska wersja jest słaba. Ale, czyż rolą nauczycieli nie powinno być ją rozwijać, dostrzec humanitarną misję tego przedsięwzięcia i wbijać dzieciakom do głowy by jak najwięcej czasu poświęcały na jej udoskonalanie? Czy nie powinni w międzyczasie cisnąć młodzież, by uczyła się angielskiego i uczestniczyła w największym międzynarodowym objawieniu? Czuję, że wyjaśnienie jest takie, że dorośli po prostu sami jej nie używali i nie rozumieli, to i nie czuli potrzeby jej reklamowania.
  • Zmieniać pozycję siedzenia i odległość od ekranu. Niby coś tam mi mówiono, żebym siedział prosto i nie gapił się tak w lampę, bo se wzrok i plecy zepsuję. Tymczasem okazuje się, że ważniejsze byłoby to, żeby nie doprowadzić do przykurczu mięśni oka, oraz zagwarantować często wychodzenie na mocne światło słoneczne. Tak, wzrok mi się zepsuł od gapienia w ekran, ale z zupełnie innego powodu niż mi to prorokowano.
  • Nie gapić się w ekran wieczorem przed snem. Obecnie używam na telefonie apki Twilight, żeby eliminować niebieskie światło.
  • Tak naprawdę istnieje nieskończenie wiele wariantów/konfiguracji wszechświata jednocześnie. Ok, to jest trudne do przełknięcia i może fizyka kwantowa to nie jest coś super podstawowego, a multi-world nie jest mainstreamową interpretacją. No, ale jest to całkiem prawdopodobna teoria z poważnymi implikacjami dla religii, etyki i myślenia o ludziach, więc powinno się chociaż wspomnieć o tym w sposób zrozumiały dla dzieci.
  • Kawa nie pobudza, tylko brak kawy powoduje zespół odstawienia. OK, to nie jest pewna teoria, ale jest warta wzięcia pod uwagę. Ogólniej: strasznie mało razy w ciągu młodego życia spotkałem się z tym by dorosły oferował kilka możliwych wyjaśnień danego zjawiska, a szkoła ogólnie jest tak skonstruowana by sugerować, że każde pytanie ma jedną właściwą odpowiedź i jeśli udzielasz innej odpowiedzi niż większość, to coś z tobą jest nie tak. O ile mogę się zgodzić, że każde pytanie ma jedną dobrą odpowiedź, o tyle nie mogę się zgodzić, że zawsze już ją jako ludzkość znamy, ani że dochodzimy do niej przez głosowanie, ani że udzielanie innej odpowiedzi jest czymś wstydliwym. Wolałbym by szkoła akcentowała to, że o ile istnieje jedna dobra odpowiedź, to naszym wspólnym zadaniem powinno być jej niestrudzone szukanie, a w tym celu nie możemy zniechęcać osób chętnych do ich szukania.
  • Najpewniej żyjemy w symulacji. Ten dowód może być poprawny, a może nie być. Ale jak można tematu tak wysokiego prawdopodobieństwa w ogóle nie poruszyć? Tak, życie w symulacji nic nie zmienia i dalej powinniśmy robić po staremu, ale jednak ta świadomość otwiera nieco umysł (może np. zmienić podejście do religii), plus wydaje się być dobrym tematem do przedyskutowania z młodymi ludźmi, choćby po to by dać im szansę ustalenia czy to faktycznie nic nie zmienia.
  • Bardziej żałuje się niewykorzystanych okazji niż porażek. To oczywiście gdzieś tam słyszałem, ale bardziej jako żart niż naukowy fakt. Oczywiście też ciężko nadać logiczny sens temu zdaniu, bo przecież do każdej akcji można z przodu dopisać "nie" ("Właśnie wykorzystałem okazję by nie skoczyć ze spadochronem"). Niemniej, chyba wszyscy intuicyjnie czujemy o co w tej maksymie chodzi i potwierdzam, że warto zgodnie z nią żyć, by mieć spokój. Jeśli chodzi o exploration/exploitation trade-off, zwłaszcza w pierwszej połowie życia, stawiałbym na exploration. A może to miało być 1/e?
  • Nie ma na co czekać z zagadaniem do tej dziewczyny.
  • Startup z przyjaciółmi zmusi Cię do wybrania między przyjaźnią a interesami. Wybierz przyjaźń!
  • Przyjaciół wraz z wiekiem, co raz trudniej zdobyć, a co raz łatwiej stracić. Szkoła (i studia) to wylęgarnia przyjaźni: siedzisz ileś godzin dziennie, dzień w dzień z ludźmi z którymi łączy Cię wspólny wróg i misja. Będziesz mieć szczęście jako dorosły pracownik jeśli raz na tydzień wyjdziesz na dwie godzinki na spotkanie z przyjaciółmi. Myśl więc o przyjaciołach jak o zasobie, który musisz teraz zbudować by starczył Ci na lata. Lub naucz się ich zdobywać w pracy (patrz wyżej: proszenie o pomoc, współpraca, umiejętna komunikacja...).
  • Większość kłótni między ludźmi wynika z nieporozumienia - dwie strony dyskusji używają odmiennych definicji tego samego słowa. To jest naprawdę niesamowite - na moje oko 90% dyskusji potrafię zdusić w zarodku odkrywając, że mówimy o dwóch różnych rzeczach. Polecam gorąco Variable Question Fallacies (i całą sekwencję rozdziałów (i całą książkę)).
  • 93% czasu jaki spędzicie w życiu z rodzicami zaraz będzie za Wami. Wyciśnijcie z tego ile się da. Może uda się z nimi w końcu szczerze porozmawiać na powyższe tematy

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Produkt: Ojciec*