Napad na bank

Potrzebowalem z rana pieniedzy, wiec skorzystalem z bankomatu Innego Banku, ktory mam po drodze, a ten zezarl mi karte. Bylo to raptem tydzien po tym jak ja otrzymalem, domyslalem sie wiec, ze problem moze polegac na tym, ze jeszcze jej nie aktywowalem, albo informacja nie zostala rozpropagowana do innych bankow. Poprosilem wiec pracownice Innego Banku, aby mi oddala moja karte po dobroci, bo to przeciez moja karta a nie ich. Na szczescie pracownica owego Innego Banku, poinformowala mnie, ze nie mam sie co denerwowac, bo jak bankomat mowi, ze karta niewazna, to ma racje i ze teraz powiniennem zadzwonic do Mojego Banku. Odrzeklem, iz wiem, ze powiniennem, i ze bankomat sam juz mi to powiedzial, ze mam to zrobic, aby odzyskac karte. Pani sprostowala mnie jednak szybko -- mam zadzwonic do Mojego Banku, ale w innym celu : mam zablokowac karte. Troche zdziwiony i zaskoczony, musialem skorzystac z podpowiedzi i wyjasnienia, ktorego od razu mi udzielono -- wszak Inny Bank, slynie z zyczliwej obslugi. Okazuje sie, ze "roznie to bywa" i ze lepiej zastrzec karte mimo, ze lezy "bezpiecznie" w bankomacie.

Dalo mi to troche do myslenia. Faktycznie, taki pracownik serwisu, nie musi chyba byc krysztalowo czysty. Wyobrazam go sobie jako sprytnego fachowca, pracujacego zawsze pod obstawa pana z karabinem, ktory pilnuje jednym okiem nadbiegajacych terorystow, a drugim okiem samego fachowca. Taki pan z karabinem na pewno umie dostrzec banknoty znikajace nagle w rekawie fachowca, ale czy umialby zauwazyc probe zeskanowania karty, majstrowania w czytniku, czy inne szacher-macher?

Po dotarciu do pracy, zadzwonilem do Mojego Banku. Juz na wstepie zostalem poinformowany, ze rozmowa jest nagrywana. Aby ustalic niezbicie moja tozsamosc, zostalem spytany o nazwisko panienskie mojej matki. Tych z Was, ktorzy jeszcze go nie znaja, zapewne ucieszyla wiadomosc, ze rozmowa jest nagrywana. Tak czy owak, gdy pani po drugiej stronie sluchawki byla juz niezbicie przekonana, ze ja to ja, powiedziala mi, ze karte trzeba bylo uniewaznic, bo zaszlo podejrzenie, iz zostala zeskanowana. Spytalem pania, czy w przypadku uniewaznienia karty, nie powinno sie o tym poinformowac wlasciciela, jesli nie telefonicznie, to chociaz na stronie www banku? Pani stwierdzila, ze na stronie powinna byc informacja, ze karta jest zablokowana. Powiedzialem pani, ze wlasnie w tej chwili patrze na te strone i widze moja nowiutka karte oznaczona jako aktywna i sprawna. Na to nie bylo dobrej odpowiedzi, wiec zakomunikowano mi tylko, ze dostane nowa karte, a pin przyjdzie do mnie poczta.

Pare tygodni zycia na kreche pozniej, pin faktycznie przyszedl poczta, a ja razem z nim odwiedzilem Moj Bank, by odebrac karte. W Moim Banku ostatnio zmienil sie caly personel, mialem wiec okazje podziwiac w akcji nowa Doradczynie. Pani Doradczyni, wziela moj dowod osobisty by upewnic sie ze ja to ja, po czym, wziela z szuflady kluczyk, i otworzyla nim metalowa kasetke, w ktorej trzymane sa karty czekajace na swoich wlascicieli. Wrociwszy do biurka z moja karta, wydrukowala czterostronna umowe wydania karty i podala mi ja wraz z karta proszac, abym sprawdzil czy numer na karcie zgadza sie z tym na umowie i podpisal. Wydalo mi sie to dziwne, ze podano mi to w taki sposob, by karta zaslaniala umowe i kazano sie skupic na N cyfrowym numerze, zamiast na przeczytaniu 4 stron tekstu. Tym skrupulatniej zaczalem wiec go czytac -- na szczecie w deszczowy dzien, nie bylo za mna kolejki.

Standardowo zaczalem od tego, ze nie zgadza sie adres zameldowania. Trzeba sprawiedliwie powiedziec, ze w ciagu ostatnich 26 lat zmienialem go az dwa razy, wiec nie dziwota, ze co i rusz gdzies jeszcze napotykam sie na adres, pod ktorym co prawda nigdy nie mieszkalem, ale co tam. Docenic warto, ze zgadzal sie numer i seria dowodu osobistego. Doradczyni spytana o te drobna niespojnosc wzruszyla ramionami. To nic, ze pare tygodni wyrabiajac poprzednia karte, podawalem im nowy adres i nowy dowod...widocznie maja wolne oprogramowanie. Doradczyni stwierdzila wiec, ze wydrukuje nowa umowe, a stara da do zniszczenia. Zniszczenie polegalo na polozeniu umowy pod biurkiem, zapewne w koszu na dokumenty do zniszczenia. Kilkanascie klikniec pozniej, zabralem sie do lektury kolejnej wersji umowy.

Jak to zwykle bywa, podpisujac umowe obywatel potwierdza ze zapoznal sie z jakims mitycznym Regulaminem. Poprosilem wiec o wglad w ow Regulamin. Doradczyni oznajmila, ze spokojnie, dostane go jak tylko podpisze. Wyjasnilem jej, ze to chyba nie jest dobra kolejnosc. Doradzono mi, abym skorzystal z Regulaminow dostepnych na stojaku w hallu. Pozwolilem, wiec sobie wstac od biurka i przyniesc sobie sam jeden z nich. Niestety okazalo sie, ze to nie jest Ten Regulamin, tylko Jakis Inny, wiec tym razem Doradczyni osobiscie zaszczycila mnie wlasnorecznie przyniesiona z zaplecza kopia Regulaminu. Regulamin gruby byl, wiec pobieznie zerknalem tylko na jego zawartosc i zaintrygowala mnie w nim Tabela Ukrytych Oplat i Danin. W tabelce nie byly wymienione karty Maestro, jaka przyszlo mi dostac, a jedynie Visa Elektron. Spytana o to Doradczyni, zapewnila mnie, ze to nie ma znaczenia. Co wiecej, moge jej wierzyc, ze oplaty dla karty Maestro, nie sa wysokie. No coz, tak przekonujacej ofercie nie moglem sie oprzec, zabralem sie wiec do podpisywania.

Czujac, ze jestem zapewne najbardziej upierdliwym klientem tego dnia, postanowilem pojsc na calosc i spytac o cos co chodzilo mi po glowie od dluzszego czasu. Z tonem upierdliwego Colombo, i spokojnym usmieszkiem SSmana z Bekartow Wojny, nie podnoszac glowy z nad umowy, rzeklem:

  • Czy ja dobrze rozumiem, ze klucz od metalowej kasetki, trzymacie w drewnianej szafce?

Zapadla cisza. Wzrok Doradczyni wykazywal totalne zmieszanie przeplecione z przerazeniem. Kolezanka z biurka obok, rowniez zamarla i wyczekujaco patrzyla na mnie.

Przez te pare sekund, gdy zadne z nas nic nie mowilo, deszcz bebnil o szybe, zapewne wiele ciekawych mysli musialo sie przewalic przez glowe Doradczyn. Stawiam na jedno z ponizszych:

  • nacisnac ten czerwony guzik pod blatem czy nie
  • czy zdaza tu dojechac na czas, czy tez maz zobaczy mnie dzis w teleekspresie, zamiast przy teleekspresie jedzac obiad
  • a moze ten pan jest po prostu z NIKu?
  • a moze z gazety?
  • kurcze, a na szkoleniu mowili, zeby nie pokazywac gdzie trzymamy klucze
  • hm, faktycznie, to idiotyczne, ze redukujemy bezpieczenstwo sejfu, do bezpieczenstwa kasetki, bezpieczenstwo kasetki, do bezpieczenstwa szafki, a klucz do szafki trzymam przy biurku

Szczerze mowiac nie wiem co sam bym pomyslal, ale do teraz bawie sie myslami. Oczywiscie sam przez moment tez mialem chwile grozy, bo jednak dostac kulke od nadgorliwego ochroniarza, tez byloby glupio.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*