Sen z zycia

Postanowilem zrobic sobie wakacje od religii. Popatrzec na wszystko z boku. Przestac zmuszac sie do klepania w kolko wyznania wiary i poczekac czy nastapi moment, w ktorym sam zechce je zlozyc. Wypracowac sobie wlasny, dorosly punkt widzenia.

Poki co, eksperyment trwa juz od jakiegos czasu. Nie czuje potrzeby powrotu. Co innego moja podswiadomosc. Od czasu do czasu podrzuca mi kolejny koszmar, ktory zawsze ma ten sam motyw. Nie zawiera niczego straszniejszego niz rzeczywistosc. Odbiera mi jednak te warstwe mojej (nad)swiadomosci, ktora za dnia zajmuje sie ukrywaniem przede mna nieuniknionego konca. W tych snach, trace grunt pod nogami -- czuje sie jak ktos, kto ma za 30 minut samolot i miota sie probujac sie spakowac i zamowic taksowke jednoczesnie. Cos co na co dzien wydaje sie odlegla i nieprzewidywana przyszloscia, we snie zostaje umieszczone w odpowiedniej perspektywie: stuletnie drzewa, tysiacletnie kraje, milionletnie skaly i moja smierc za co najwyzej paredziesiat lat.

Religia to opium dla mas. Teraz widze, ze nie sposob przecenic daru jakim jest chrzest, nauczenie dziecka paciorka i 'wyjasnienia mu' co sie dzieje po smierci. Patrzac na to z boku, widze, ze nawet jesli rodzice nie wierza w swietego Mikolaja, to powinni dziecku podarowac chociaz pare lat wiary w niego. Podobnie, nawet jesli sie nie wierzy w potwory i czarodziejska moc lampki nocnej, powinno sie dziecku spiewac kolysanki, zostawic uchylone drzwi i tak dalej. To odciagniecie uwagi od glownego problemu naszej egzystencji jest bezcenne.

Ta finezyjna i przewrotna koncepcja by uznac koniec ziemskiego zywota, za narodziny w innym swiecie, przeuroczo wpasowuje sie w moj styl wywracania wszystkiego do gory nogami.

No ale, gdy juz raz przestanie sie wierzyc w swietego Mikolaja, to trzeba sobie zaczac jakos radzic. Probowalem wymyslic jakis spojny swiatopoglad, nie opierajacy sie na wrozkach, demonach i duszkach i nigdy nie udalo mi sie wen wkomponowac jednego prostego faktu: ze w tym w fizycznym swiecie znajduje sie ja -- obserwator. Pomyslalem sobie, ze moze po prostu jestem za cieniutki na tego typu rozwazania. Tak zrodzil sie we mnie pomysl 'Filozofii 2.0', czyli opensoursowej religii/doktryny/systemu filozoficznego. Mozna by postawic serwer wiki, dac ludziom pelen dostep i czekac co wymysla. Mysle, ze moglby to byc dosc ciekawy projekt nawet jesli chodzi o juz istniejace religie. Na przyklad mozna by postawic serwer, na ktorym miliony polskich wierzacych-niepraktykujacych moglyby opisac poszczegolne elementy, w ktorych ich prywatny punkt widzenia rozmija sie z tym gloszonym w Kosciele. Jestem pewien, ze otrzymalibysmy miliony ciekawych koncepcji grzechu, raju itd.

Powyzszy pomysl pozostawiam do zrealizowania innym. Osobiscie chcialbym zajac sie pewna jego modyfikacja, zainspirowana nowelka Jacka Dukaja. Chcialbym stworzyc gre, ktora w wielu aspektach przypominalaby zycie i dawala ciekawy wglad w jego mechanizmy.

Gra troche przypominalaby gre Spore, tzn. gracz posiadalby pod swoja kontrola rozwoj pojedynczego gatunku. Zaczynajac od jednokomorkowej amebki, mialby mozliwosc doklejac co raz to nowe komorki pelniace okreslone funkcje. Np. witke, pancerzyk, gruczolik trawienny, parzydelko, jakas taka fotosyntezatornie, spalarnie ATP, nerw, osrodek decyzyjny itd. Wszystko to plywaloby w chemicznej zupie i od czasu do czasu spotykalo sie z (po)tworami innych graczy. W wyniku takiego spotkania byc moze ktos by ucierpial, ale przede wszystkim mielibysmy okazje przejrzec 'kod DNA' konkurencyjnego gatunku i co trafniejsze kawalki przekopiowac do swojego przyszlego wcielenia.

Gra nie mialaby tez zadnego wyraznego celu, ale mialaby konkretne zasady. Gra dawalaby wiec mozliwosc poigrania sobie w Darwinowskim stylu, czy moze raczej Lamarkowskim, bo fajne rozwiazania rozprzestrzeniac sie beda dosc szybko. To o tyle wazne, ze zaprojektowanie sprawnie dzialajacego organizmu o kilkuset komorkach, to pewnie zmudne zadanie, ktoremu nie kazdy by umial podolac i warto przy nim 'wspolpracowac'. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Gra w jawny sposob dopuszcza mozliwosc kopiowania cudzego dziela bez jego wiedzy i zgody. Nie mialaby punktacji, czy rankingu, wiec dylemat 'skopiowac czy nie', zawieszony bylby w kontekscie czystym od wszelkich korzysci 'finansowych'. Bylaby to okazja do odpowiedzenia sobie na pytanie, czy wazniejsza jest ochrona praw autorskich czy postep. Na serwerze bylo takze forum dyskusyjne, gdzie gracze mogliby dyskutowac -- w obliczu braku celu w grze -- co im sie zywnie podoba. Wymyslac wlasne cele, robic konkursy pieknosci, zawierac sojusze itd. I znow, wszystko to, w kontekscie zupelnie sterylnym, bo bez sztucznie wymuszonych zasad.

W zamierzeniu gra mialaby wiec dawac okazje do refleksji nad samym soba i nad tym jak bardzo nasz umysl potrzebuje celu i sensu. Gra mialaby w miare klarowne zasady -- podobnie jak fizyka czy matematyka. Podobnie jak zycie, nie mialaby jednak instrukcji ani solucji. Nie zawieralaby scenariuszy, misji, celow.

Wszelkie rankingi, kodeksy itd wyplynac musialby od samych graczy i to na ich potrzebe.

Oczywiscie nie wykluczam, ze nikomu sie w taka gre nie bedzie chcialo grac. Marnowanie czasu na cos co nie ma celu wydaje sie idiotyczne nawet mi. Ale to takze cenna lekcja dla kazdego z nas, w tym dla (s)tworcy gry. Jesli gracze nie chca grac nie znajac celu, to znaczy, ze na pytanie 'byc albo nie byc' odpowiadaja inaczej niz podpowiada instynkt zachowawczy.

Oczywiscie zalezaloby mi na tym, aby gra byla ladna, grywalna i dawala jakas tam satysfakcje, z tego ze nasz stworek rosnie i dobrze prosperuje. Chcialbym jednak, aby nie bylo w grze zadnego promowania istoty bardziej rozbudowanej i skomplikowanej wzgledem jednokomorkowego fotosyntezatora. Wszelka przewaga pierwszego nad drugim istnialaby tylko i wylacznie w glowie grajacego. Bo tez i w zyciu, choc mowi sie, ze czlowiek jest gatunkiem najdoskonalszym, to nie widze jego przewagi nad komarem, krokodylem, pantofelkiem czy kamykiem. To ile sie ma potomstwa, czy ile trwa okres od narodzin do smierci, moze sie wydawac miara sukcesu, ale w ostatecznym rozrachunku nie wydaje sie obiektywna miara. Czuje, ze moglaby to byc cenna refleksja dla niejednego gracza, ze poswiecil mnostwo czasu na udoskonalanie swojego stwora tylko i wylacznie na wlasne zyczenie, z wlasnej pychy i wlasnej potrzeby robienia rzeczy na obraz i podobienstwo.

Nie raz bawilem sie myslami, ze moze caly nasz wszechswiat to projekt na zaliczenie jakiegos ucznia w jakiejs rozwinietej 'zewnetrznej' cywilizacji. Byc moze nawet oddany po terminie i nisko oceniony. Moze rozgrzebany i niedokonczony. A moze wlasnie wysublimowane dzielo, podziwiane w jakims muzeum. Zastanawialem sie nad tym, czy przyjecie przez Boga ludzkiej formy, to cos podobnego do sytuacji, gdy programista loguje sie do swojego systemu na konto zwyklego uzytkownika, a zmartwychwstanie, to cos ala 'sudo respawn'. Zastanawia mnie, jakiego rodzaju satysfakcje, moze odczuwac autor takiego dziela jakim jest wszechswiat. Zapewne niewielka, lub Stworca byl ograniczony i nie byl w stanie zrobic nic lepszego. Jesli jestesmy obrazem i podobienstwem Stworcy choc w takim zakresie, jak moj awatar na forum, jest moim podobienstwem, to i tak, mam powazne watpliwosci co do wspanialosci i nieskonczonej mocy Autora Wszechswiata.

Duzo mysle nad tym, jak mozna zachowac zdrowe zmysly, racjonalne myslenie, a jednoczesnie nie byc sparalizowany beznadzieja sytuacji jaka jest posiadanie skonczonego zycia. Jedyne do czego doszedlem, to ze nalezy znudzic sie zyciem. Zrobic wszystko dobre i ciekawe co mozna zrobic. Wykorzystac jak najwiecej okazji, by niczego nie zalowac. Byc moze wtedy, po wielu latach przyjdzie taki dzien, gdy bedzie sie tak znudzonym, jak na przedostatnim dniu wycieczki w cieple kraje. Smierc bedzie wtedy czyms, na co ani nie czekamy, ani sie nie boimy -- nareszcie stanie sie obojetna.

Powyzsze podejscie zupelnie nie rozwiazuje jednak niespodziewanego charakteru smierci. Nie wiadomo kiedy nastapi. Na pewno nie kazdy bedzie mial az tyle czasu, by sie na nia dobrze przygotowac. Co wiecej, do poki sie nie przygotuje, to upragniony moment zobojetnienia nie nadejdzie - a ciezko sie pracuje pod tak wielka presja. Do tego dochodzi problem radzenia sobie nie tylko ze swoja smiercia, ale tez bliskich. Na to nie umiem sobie na razie wypracowac metody. Probuje sobie wmowic, ze to naturalna kolej rzeczy. Ze smierc przychodzi w milionach sztuk dziennie i nie wypada udawac zaskoczenia pojedynczym jej przypadkiem.

Ale to nie do konca oszukuje podswiadomosc. A moze wlasnie oszukuje az tak skutecznie... W kazdym razie, w snach moi zmarli bliscy wciaz zyja, pomagaja zalatwiac mi sprawy spadkowe, planuja z nami wakacje -- ostatnio moj tato chcial ode mnie zaswiadczenie do Politechniki, bo mu kadrowa powiedziala, ze nie moga zatrudniac zmarlego. Ewidentnie, moja podswiadomosc nigdy nie przyjela do wiadomosci faktu, ktory moja swiadomosc przeskoczyla bojac sie dluzszej nad nim kontemplacji. W tych snach, smierc jest tak samo pustym faktem, jakim chcialbym, aby byla na jawie. Bardzo lubie te sny, sa wesole, cieple i rodzinne.

Sa tez zupelnie nielogiczne i nijak nie pomagaja w codziennych zmaganiach. I tylko dlatego nie podnosze ich do rangi mistycznych doswiadczen, religijnych objawien czy obcowania ze zmarlymi. Po prostu, nic by mi to nie dalo. Wole myslec, ze sa to figle mojej podswiadomosci, ciekawe historyjki, marzenia.

Chcialbym, by powstala kiedys filozofia, ktora tlumaczylaby nie tylko cztery sily fizyki, ale tez sny, powod istnienia swiata, zjawisko swiadomosci i dawala jakis cien nadziei na zycie pozagrob...nie, to nawet brzmi glupio. Tymczasem na wielu lekach psychotropowych wciaz widnieje informacja, ze nie znana jest metoda dzialania leku, a proboszcz z tytulem magistra fizyki, niechcacy, zasugerowal, ze JP2 popieral eutanazje - w swoim wlasnym przypadku.

Wracajac do kwestii gry. Uswiadomilem sobie, ze od strony implementacyjnej, brak celu w grze bardzo wiele ulatwia. Skoro nie ma rankingu, to nie ma presji by oszukiwac. A zatem, czesc obliczen mogliby przeprowadzac sami gracze. Jak sie nad tym zastanowic, to w prawie kazdym aspekcie codziennych problemow programisty, brak tej punktowanej presji, pomaga napisac program latwiej i klarowniej.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*