Byle do 2050

Ponoć w 2050 moc obliczeniowa ma być wystarczająca by móc żyć w wirtualnym świecie. Załóżmy że to prawda: że da się skopiować cały "mentalny stan" mojej głowy, wprowadzić go do "komputera" gdzie czekać na niego będzie równie akuratnie odwzorowany świat. Najsensowniejszą strategią wydaje się więc dbać o siebie byleby dotrwać do tej daty i zakumulować wystarczająco dużo kasy/władzy by być wśród kolonizatorów tego świata.

Im bardziej prawdopodobny ten scenariusz, tym ważniejsze znalezienie sensownych odpowiedzi na ważne pytania:

  • jeśli będzie do wyboru kilka konkurencyjnych światów, to wg jakich kryteriów wybrać odpowiedni dla siebie. Rzecz jasna nie da rady zrobić tak by zawsze cała rodzina była na jednym "serwerze", bo przecież "relacja rodzinna" jest najpewniej spójna, więc wszyscy ludzie musieliby wybrać jednego providera (idą święta, więc kto jest po ślubie wie, jakie rodzinne kompromisy się z tym wiążą). Zatem jakieś małżeństwo lub dziecko zostanie pewnie rozdzielone.
  • jaki plan kosztowy miałby tu sens: płatne z góry? abonament roczny? a jeśli to drugie to wg czasu wewnątrz symulacji czy na zewnątrz? i czy płacimy pieniędzmi "zewnętrznymi" czy wewnętrznymi? jeśli zewnętrznymi to jak je zarabiać będąc wewnątrz, a jeśli wewnętrznymi to po co one właścicielowi systemu? i z resztą gdzie właściciel miałby je wydać skoro na zewnątrz nikogo nie ma?
  • czy po uplaodzie będę dalej tą samą osobą? tzn czy będzie "ciągłość" czy raczej śmierć i narodziny? a jeśli to nie są sensowne pytania to w takim razie, co jeśli wgram się do kilku światów na raz? czy z punktu widzenia jednego z tych światów ma jakiekolwiek znaczenie co dzieje się w innych? a jeśli nie, to co jeśli przez przypadek nie wgrają mnie do żadnego? czy jeśli drzewo upada w lesie ale nikt tego nie słyszy...

Myślę, że takim trochę słoniem którego udajemy że nie widzimy w pokoju jest jedno fundamentalne pytanie, które pewnie każdy kiedyś sobie zadał, ale pewnie przykrył je pod kołderką wyparcia: czy my co noc umieramy? Czy ten z rana i ten z wieczora to ten sam ja? Przecież ciągłości nie ma. Jest często kilka godzin totalnie "urwanego filmu". Czy ten "reboot" co noc, jest czymś podobnym do tego co czeka kogoś kogo mózg zamrożą, zeskanują i zuploadują do komputera i nacisną play? Pewnie wielu zastanawiało się: czy w ogóle mogę być pewien tego, że wczoraj wydarzyło się naprawdę, a nie tylko wstrzyknięto mi (niezbyt dokładne z resztą) wspomnienia o wczorajszym dniu? Dlaczego tak ochoczo przykładamy co wieczór głowę do poduszki godząc się na dobrowolną "śmierć", a tak bardzo boimy się wpadnięcia pod auto? Wydaje mi się, że odpowiedź jest taka, że to coś co się tak naprawdę boi śmierci, to wcale nie jest racjonalna część naszej głowy, tylko zwierzęcy instynkt, który w dupie ma "ciągłość" świadomości - jego priorytetem jest ciągłość linii genetycznej. Jak trzeba iść spać, to trzeba - na geny to nie wpływa. Ale co innego wpaść pod auto.

Jednakowoż akceptując taki punkt widzenia, tj. że instynkt przetrwania jest czysto zwierzęcy, a ja i tak ginę co noc, trudno nie dojść do innego ważnego pytania: to czy jest w takim razie jakiś racjonalny powód by żyć, unikać kolizji z autami i martwić się o to czy upload się powiedzie?

Czy sen którego się nie pamięta, ale żona mówi Ci rano, że się uśmiechałeś przez sen, więc chyba był miły, ma dla Ciebie jakąś wartość? Czy impreza z której nic nie pamiętasz, ale kumple mówią, że było fajnie jest coś warta? Czy życie, które nagle się kończy i już go nie ma, a przynajmniej nie ma tego głównego operatora kamery, jest coś warte? Ktoś fajnie odwrócił to pytanie : a nie martwi Cię że przed narodzinami Cię nie było? Skąd ta asymetria, strzałka czasu, w Twoich lękach?

Ze wszystkich odpowiedzi na Quorze, na pytanie jak sobie tłumaczyć sens życia (będąc ateistą), najbardziej spodobała mi się (choć nieco wymijająca) odpowiedź: "sens" to nie jest atrybut który w ogóle mierzę w przypadku życia, tak jak nie wącham muzyki i nie pytam o ciężar komplementu.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*