Instytut do spraw symulacji

Zakładam, że znacie argument za tym, że żyjemy w symulacji. W SF napotykam na różne warianty symulacji: w Incepcji zarówno ludzie byli z krwi i kości jak i ich symulacje tworzone były przez mózgi. W Matrixie ludzie byli prawdziwi, ale świat był sztuczny. Ale najciekawszy i najbardziej "prawdopodobny" jest wariant, w którym zarówno świat jak i jego mieszkańcy są symulacją.
Ta wizja urzeka mnie na wiele sposobów: godzi np. istnienie stwórcy z nauką (bóg jako student programujący symulację na zaliczenie), nadaje interpretacje mitom o bogach, którzy stworzyli nas na swoje podobieństwo, o wolnej, ale ograniczonej woli, a nawet o tym, że świat stoi na żółwiu, który stoi na słoniach, które stoją na ... (symulacja w symulacji, w symulacji) - takie nieskończone hierarchie nawet jeśli wydają się niemożliwe z naszego punktu widzenia, mogą wydawać się sensowne komuś poziom wyżej. Wyjaśniają też, co może oznaczać, że "stwórca jest poza czasem i przestrzenią", oraz co mogą oznaczać "zaświaty", czy "wszechmogący, ale nie ingerujący".

Mam jednak wrażenie, że naukowcy nie traktują tej hipotezy (że jesteśmy w symulacji) serio. Niektórzy twierdzą, że nawet jeśli tak jest, to nie powinniśmy się tym przejmować, bo czymże w zasadzie jest "prawdziwy" świat, a poza tym nie widzą jak "fakt", że jesteśmy w symulacji mógłby wpływać na cokolwiek, skoro nie mamy punktu odniesienia (jedyny świat jaki mamy to ten, w którym jesteśmy, więc wszystkie eksperymenty jakie możemy przeprowadzić zawsze będą w nim, a zatem zawsze będą wychodziły tak samo, a zatem, żadna użyteczna teoria nie może płynąć z blabla...).

A mi się jednak wydaje, że to jest bardzo istotne, może mieć ważne konsekwencje i powinniśmy się tym zajmować na serio. Nie wszyscy, ale chociaż jeden instytut na świecie powinien moim zdaniem pracować wedle założenia, że to jest prawdziwa hipoteza - nie tak jak weseli informatycy gdybający na swoim blogu, tylko zupełnie serio. Można drwić, że tak operującym instytutem jest np. Kościół Katolicki, ale to nieprawda, bo oni wcale nie robią tego o co mi chodzi.
Czym mieliby się zajmować tacy naukowcy? W pewnym sensie fizyką. Zrozumieniem "silnika" na którym działa nasza symulacja. Od prawdziwych fizyków mieliby się jednak różnić tym, by szukać tego, co każdy software i silnik powinien mieć: bugów i haków. Jeśli mamy wykorzystać bycie w symulacji, to musimy je poznać.

W niektórych SF mieszkańcy symulacji potrafili stworzyć kolejną symulację, czy wykorzystać tę w której są. Robili to jednak moim zdaniem nie na tym poziomie abstrakcji co trzeba. Przykładowo budowali w swoim świecie komputery (np. z krzemu) i je uruchamiali i czekali na wynik. Albo robili 'inkluzję' (fragment przestrzeni ze nieco inaczej ustalonymi prawami fizyki) i patrzyli co się w niej wykluje. Jak dla mnie to trochę tak samo, jak ten ktoś kto w MineCrafcie zbudował z sześcianików układ scalony dodający dwie liczby - wirtualna maszyna w wirtualnej maszynie, topornie powolna, straszne marnotrawstwo zasobów i kosmicznie dużo czasu by zrobić najprostszą rzecz. A dla kontrastu wyobraźmy sobie sytuację w której jakiś haker znajduje błąd w silniku MineCrafta pozwalający na wykonanie dowolnego kawałka kodu bezpośrednio na komputerze na którym uruchomiona jest gra - nie w świecie, tylko w silniku. Moglibyśmy pisać "mody" i "cheaty". Magia! Coś jak bohaterowie Matrixa uczący się Kung-Fu.

Tacy naukowcy powinni inaczej patrzeć na otaczający świat - nie jako na idealny matematyczny byt, ale jako na dzieło stworzenia. Wbrew temu co uczą nas na religii, stworzenie łatwo poznać po jednej rzeczy: niedoróbkach. Mam wrażenie, że wiele takich niedoróbek już przeoczyliśmy i próbujemy je na siłę wytłumaczyć jako coś eleganckiego i pięknego, zamiast próbować dłubać i dudrać w tym aż się rozleci.
Przykładowo: jakbym ja miał zrobić grę FPP będącą symulacją życia, to na pewno próbowałbym zaoszczędzić jak najwięcej mocy obliczeniowej.
Np. w grach stosuje się "fog of the war" czy ogólnie ukrywanie obiektów które są zbyt daleko. Czymże jest np. ograniczenie na prędkość światła i wynikający z tego "stożek światła" poza którym nic nie widzimy?
Albo level-of-detail: w grach dopóki nie podejdziesz do czegoś bardzo blisko, to nie widzisz niepotrzebnych z daleka detali. Może dlatego precyzyjne pomiary pozycji i prędkości sprawiają nam tyle problemów, bo "normalnie" ta precyzja nie jest do niczego potrzebna w symulacji. Może wręcz "liczba bitów" opisująca stan cząsteczki jest ograniczona i przez to nie da się dokładnie wiedzieć jednocześnie gdzie jest i jak się rusza.
No i moje ulubione optymalizacje: leniwe obliczenia - jeśli coś nie jest potrzebne, to po co to obliczać od razu - a nuż może nam się poszczęści i przejdziemy przez cały proces obliczeń nie musząc znać dokładnej wartości. Tak jak na przykład w wyrażeniu "sin(30)-sin(30)+cos(30)*0" - nie musisz wiedzieć ile wynosi sin(30) ani cos(30) by obliczyć, że wynik to 0. Może właśnie o to chodzi w fizyce kwantowej: cząsteczki i ich układy odraczają obliczenie na wypadek gdyby nie było potrzebne i dopiero nasze pomiary zmuszają silnik do ich ukonkretnienia się.
Kolejna typowa optymalizacja to ograniczenie zasięgu działania różnego rodzaju pól by nie trzeba było liczyć interakcji pomiędzy wszystkimi parami nawet dalekich od siebie obiektów - może dlatego właśnie grawitacja jest tak słaba?
Z innych stałych tricków spodziewałbym się współdzielenia kopii (jesteśmy pewni, że różne atomy są naprawdę różne? że te gwiazdy na niebie są unikalne?), cacheowania (to może być ciężko zauważyć "z wnętrza symulacji", z reguły poznaje się to poprzez mierzenie czasu powtarzalnych zdarzeń, ale ciężko mierzyć czas skoro czas też jest symulowanym doznaniem, wydaje mi się jednak, że wskazówką może być tutaj to, że "niekonkretny" stan kwantowy przy pierwszym pomiarze zachowuje się losowo, a przy kolejnych pomiarach daje już ten sam rezultat), czy proceduralnie generowanych "tekstur" (fraktale itp.).

Stworzenie najłatwiej poznać po niedoróbkach - przy okazji zdradzających też sposób myślenia i działania stwórcy. Co miałoby być celem takiego instytutu? Może załatanie tych dziur, może jakiś upgrade, może próba wybadania co jest na zewnątrz sandboxu, może próba nawiązania komunikacji (fajnie byłoby dorwać się do procesu Loggera, Supervisora czy Monitoringu:D), może zrobienie backupu czy inne próby zapewnienia nieśmiertelności/życia po śmierci.

Sądzę, że nawet jeśli to się wydaje śmieszne, to można do tego przypisać jakieś prawdopodobieństwo i wydawać proporcjonalnie dużo kasy na tego typu badania. Skoro można było badać możliwości paranormalne, skoro można wydawać kasę na walkę z meteorytami, czy globalnym ociepleniem, to czy nie moglibyśmy wydawać jej też na coś co wielu ludziom wydaje się "prawdopodobne" ale mimo wszystko tak odjechane, że na co dzień wolą o tym nie myśleć?

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*