Next big thing

Jak się czyta takie rzeczy to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie tylko ja czuję, że "robienie gier we flashu" czy udowadnianie, że "logika z dwiema zmiennymi może cośtam", to nie to co powinni robić młodzi zdolni ludzie.

Wydaje mi się, że oprócz nieśmiertelności, kolejnym ważnym kierunkiem jest eksploatacja asteroid.
Pewnie dlatego, że się na tym nie znam. W sumie to nie wiem w czym łatwiejsze miałoby być wydobywanie minerałów z asteroid od kopania dalej w Ziemi, czy pod oceanem. Domyślam się, że do zalet należy głównie to, że jest tego dużo i że nie należy do nikogo. Czyli sytuacja przypomina nieco kolonizację Ameryki: kto pierwszy wbije słupki ogradzające działkę, ten wygrywa. Nawet lepiej, bo w kosmosie nie ma Indian.

Pewnie pierwsze loty będą kosztowne, ale z czasem zaczną się opłacać, a wtedy zacznie się "wykładniczy" boom: im więcej nazbierasz surowców tym bardziej stać cię na zrobienie kolejnych lotów itd.

To co mnie w tym wszystkim ciekawi, to jak sobie poradzimy jako głównie kapitalistyczna populacja z pogodzeniem dwóch realiów: na ziemi (nawet w Chinach) mamy kapitalizm, akty własności, potrzebujących i bogaczy -- w kosmosie wszystko jest "za darmo" i można sobie wziąć.
Jest możliwych kilka scenariuszy:

1. lotami w kosmos zajmą się ci co mają na to czas i kasę. Jak widać NASA się wykrusza, a zaczynają się tym interesować prywaciarze. A zatem, wzorem wielu filmów SF, korporacje przejmą pałeczkę. I teraz tak: co zrobi korporacja z +Inf kg żelaza/złota/mitrilu przywiezionego z kosmosu? Zachowa dla siebie? Sprzeda? Komu? Jak to wpłynie na destabilizacje cen surowca? A może spróbuje jednak jakoś limitować ilość rzucanego na rynek surowca by utrzymać niską podaż i wysokie ceny? A co jeśli inne korporacje będą próbowały robić tak samo? Czy zawiążą się oligopole podobne do tych naftowych? I czy w ogóle korporacja to coś złego jak nam to wmawiają w filmach SF? Przecież w tych korporacjach pracują ludzie i dostają pensje. Jeśli nawet szefostwo korporacji bierze lwią część wynagrodzenia, to przecież pieniądze są tylko tyle warte ile rzeczy i usługi na które się je wyda. A zatem i tak wpompują całą tę kasę do "ludu". Bardzo żałuję że nie rozumiem ekonomi. Myślę też, że sytuacja ta jest nieco podobna do sprzedaży MP3 czy dóbr wirtualnych w gierkach. Podobieństwo polega na tym, że firma która coś sprzedaje ma tego czegoś nieskończenie dużo i wg tradycyjnych praw popytu i podaży cena powinna spaść do zera, ale nie spada, bo firma celowo robi różnego rodzaju fortele: przycina ilość sprzedawanych towarów, zabezpiecza się by nikt inny nie mógł ich sprzedawać, itd.

2. lotami w kosmos zajmą się Chiny: sprawa o tyle dla nich fajna, że dysponują bogatą historyczną wiedzą na temat lotów w kosmos którą wypracowali Rosjanie i Amerykanie, ale mogą ją wcielić w praktykę w czasach, gdy po pierwsze nikt im nie przeszkadza, a po drugie elektronika jest mniejsza i tańsza. Myślę, że wysłanie w kosmos komputera/robota jest tańsze niż wysłanie człowieka, a powoli chyba też znacznie sensowniejsze. No bo po co w zasadzie wysyłać tam ludzi, jak większość zadań może wykonać 200 dronów. Poza tym mam wrażenie, że Chiny się "nudzą" i nie mają co robić z kasą, która w zasadzie ma tylko tyle wartości ile ludzie zgodzą się udawać że mają. Więc na miejscu Chin zapłaciłbym tymi śmiesznymi dolarami naukowcom z USA, by pomogli polecieć do asteroid i przywieźć prawdziwe surowce. To całkiem sensowna wymiana nierealnych zielonych papierków na realne minerały. Pytanie co wtedy stanie się z resztą krajów. Czy mając wpizdu surowców i wolną rękę, Chiny wyciągną ją z pomocą do Afryki, czy do Polski? Czy pierwsi osadnicy w Ameryce myśleli o tym jak pomóc Afryce? Nie. Przywieźli z niej niewolników. Pewnie czeka nas więc bycie niewolnikami dla panów z Chin.

3. Najbardziej chciałbym wierzyć w wariant a la StarTrek/Gra Endera. Czyli, że ludzie skrzykną się do kupy i zrobią to razem, dzieląc się wszystkim po równo. Nie wyobrażam sobie by mogło to koegzystować z kapitalizmem. Przy takim napływie "darmowego" surowca, w zasadzie jedynym kosztem będzie energia, a tę pewnie też da się jakoś wytwarzać z przywożonego surowca, więc pozostaje problem transportu i dystrybucji dóbr. Czyli w sumie ten sam co mamy obecnie, bo podobno wytwarzamy więcej towarów niż potrzebowałaby cała ludzkość, tylko nie umiemy/nie chcemy go transportować. Fajnie by było doczekać czasów gdy taka wersja komunizmu nastanie, ale jakoś nie widzę szansy na spokojne przejście z A do Z. Jednym z głównych problemów jaki widzę w takiej utopi to powstrzymanie ludzi przed korzystaniem z niej do cna. W Grze Endera wprowadzono limit na liczbę dzieci, żeby zagwarantować w miarę sensowną dystrybucję dóbr. Tylko, że jak się nad tym zastanowić, to przecież, tego typu sankcję moglibyśmy wprowadzić już teraz, bez lotów w kosmos. Czemu np. nie postanowić sobie celu, żeby zmniejszyć populację ziemi 1000-krotnie i cieszyć się jej urokami/surowcami? Nie mówię tu o zabijaniu, tylko o zmniejszeniu liczby narodzin. Wydobycie surowców spod ziemi, czy plonów z łąk IMHO nie zależy liniowo od liczby ludzi, więc powinno to spowodować dostatek. Czemu tego nie robimy? Bo każdy chce mieć dzieci? Bo bez dzieci nie ma kto płacić na emerytury? Serio, to nie wiem.

Pomyślałem też sobie, że jeśli ludzie mieliby latać w kosmos, to może dobrym pomysłem byłoby wprowadzać w stazę (hibernację?) tych którzy lecą, ale także ich rodziny, które pozostają na ziemi. Myślę, że odpowiedni pakiet socjalnych benefitów dla pracowników NASA powinien obejmować tego typu świadczenia dla rodziny. Chyba nie widziałem tego pomysłu w żadnym SF i zawsze wydawało mi się to nieludzkie, że każe się matkom/dzieciom itd patrzeć na odlot członka rodziny, a potem starzeć się i umierać wiedząc, że on to wszystko przeżyje.

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*