Prawdopodobnie nie ma nas

Mam nadzieję, że ten post nie zachęci nikogo do samobójstwa:)

Po obejrzeniu Prometeusza zebrało nam się w domu na rozmowy na tematy, które równie dobrze sprowokować mogłaby Incepcja, Matrix, Perfekcyjna Niedoskonałość, czy któraś książka Lema i jakoś tak sam z siebie przypomniał mi się filmik który doprowadził mnie swego czasu do ciekawego pana i jego eksperymentu. W szczególności zaintrygowała mnie pewna konkretna strategia jakiej AI może użyć by przestraszyć i zmanipulować Strażnika.

Gdy zacząłem zastanawiać nad tym ostatnim pytaniem ("How certain are you, Dave, that you're really outside the box right now?") dziś w tramwaju, olśniło mnie. Jeśli stworzenie komputera mogącego symulować świadomość człowieka jest możliwe, to pewnie się kiedyś stanie. Podobnie symulowanie miliardów ludzi, czy całych alternatywnych światów kiedyś stanie się wykonalne i tanie. A skoro tak, to kiedyś wirtualnych światów będzie n, zaś prawdziwy, tylko jeden. Szansa więc, że żyję akurat w tym prawdziwym wynosi 1/n, a więc mało. Oczywiście takie obliczenia wymagają wielu założeń.

Zacznijmy od głównego założenia : kiedyś będzie dało się zbudować taki komputer. Wiele na to wskazuje, ale być może żyjemy w świecie, który jest tak zrobiony by wszystko na to wskazywało. Jeśli jednak żyjemy w świecie, który jest zrobiony, to niejako już oznacza, że światy da się robić.

Jeśli da się robić światy, to pewnie da się robić takie, w których nie jest jeszcze znana technologia robienia światów, oraz takie, w których owa technologia istnieje (a przynajmniej tak się wydaje tym, którzy w nich są).

Jak wiadomo programiści, zwłaszcza ci od gier, lubią tworzyć światy. Lubią definiować w nich fizykę, lubią decydować zasady co wolno a czego nie wolno graczowi. W szczególności definiują kogo gracz może impersonifikować -- czasem jakąś człekokształtną postać, czasem jakiegoś potwora, czasem samochód, czasem kamerę wiszącą sobie w powietrzu, czasem kamerę umieszczoną na jakimś kamieniu. Mogą więc de facto definiować, które obiekty mają świadomość, a które nie -- przykładowo kamyk będzie obserwatorem, a barman w gospodzie tylko zwykłym NPC. Może się zatem zdarzyć, że świat w którym żyjemy posiada istoty obdarzone świadomością wg dość przypadkowego z naszego punktu widzenia kryterium. Może sprzeczki o to czy ptak ma duszę, czy płód ma duszę, czy bakteria ma duszę, itd nie wiele mają sensu wobec ważniejszego pytania: komu nasi "inżynierowie" dali duszę.

Być może w "zewnętrznym" świecie wszyscy są nieśmiertelni i mają świadomość a jedynie w naszym (symulowanym) świecie zasady są bardziej skomplikowane. A może przeciwnie, świat zewnętrzny jest znacznie bardziej skomplikowany, a my jesteśmy tylko jakimś uproszczonym modelem, na którym jakiś "student" testuje swoją hipotezę.

To co mnie w tym wszystkim najbardziej niepokoi to to, że jeśli tylko przyjąć założenie, że nie ma przeciwwskazań by dało się tworzyć iluzje rzeczywistości, to nie jako automatycznie nasuwa to wniosek, że najprawdopodobniej żyjemy w symulacji, bo symulacji musi być znacznie więcej niż prawdziwych światów. Czy to jest poprawne wnioskowanie z punktu widzenia statystyki? Czy nie powinno się tu jednak przyjąć czegoś na kształt zasady antropicznej, która pozwoliłaby zwiększyć sztucznie prawdopodobieństwo zdarzenia, że żyjemy w prawdziwym świecie?

No i jeszcze jedno pytanie: czy w ogóle istnieje prawdziwy świat? Wydaje mi się, że to dość naturalne oczekiwanie każdego z nas, że powinien istnieć prawdziwy świat. Ale może akurat żyjemy w sztucznym świecie w którym takie oczekiwanie wydaje się naturalne -- tzn zostaliśmy tak zaprogramowani by wierzyć w to, że prawdziwy świat musi istnieć. Może w "zewnętrznym świecie" wszyscy są pogodzeni (na mocy jakichś praw logiki i fizyki, których nam nie dane będzie poznać) z faktem, że nie istnieje nic realnego.

Zdaje sobie sprawę, że wiele z tego co napisałem powyżej brzmi jak bełkot, ale chciałem się tym podzielić, właśnie trochę dlatego, że mam obecnie w głowie lekki zamęt i chciałem go z siebie wypuścić:) Osobiście zawsze ciekawiło mnie czym jest w zasadzie świadomość i czemu zakładamy, że ludzie muszą ją posiadać, a małe zwierzaczki i kamyki nie. Gdzie niby przebiega ta granica? Być może właśnie nie przebiega nigdzie, tylko jest arbitralnie ustalona przez kogoś z zewnątrz.

Wydawało mi się zawsze, że religie są specjalnie tak wymyślone by nie dało się ich ani dowodzić ani obalać na gruncie logiki (tzn. te które dało się obalać już obalono). Zawsze intrygowało mnie czy dałoby się crowd-sourceowo (jakieś wiki?) wymyślić od podstaw system wyjaśniający o co chodzi w życiu, który nie byłby oparty na wierzeniach tylko na dowodach. Wydaje mi się, że jakkolwiek bełkotliwy jest ten post, to jest czymś najbliższym takiej "dowodliwej" teorii ze wszystkiego co do tej pory słyszałem -- tzn. zawiera (jeden) wzór matematyczny :P

Popularne posty z tego bloga

Szczęście jako problem inżynieryjny

Kilka rzeczy, o których żałuję, że nie powiedziano mi, gdy byłem młody

Produkt: Ojciec*